wtorek, 29 lipca 2014

Owocowy Raj

W hotelu upływa nam cały tydzień. Zmywamy, szorujemy, przenosimy rzeczy z miejsca na miejsce, a w zamian mieszkamy w luksusowych warunkach. Przynajmniej dla nam były one takie.  Ani ja, ani Adaś nigdy wcześniej nie byliśmy gośćmi hotelu „wyżej gwiazdkowego” jak ten w L’Alcudii właśnie.

 Podczas tych kilku dni zostajemy również wysłani w miejsce, które Carmen nazywała działką, a które dla nam wyglądało jak mała plantacja. Naszym zadaniem było pozbierać dynie, ale nie one były tam najbardziej fascynujące.

Drzewa dookoła uginały się pod ciężarem soczystych pomarańczy, niedojrzałych mandarynek i miękkich kaki. Pomarańcze w Hiszpanii mają zupełnie inny smak. To znaczy – jeśli zakupimy te owoce w sklepie to nie odczujemy różnicy. Może i ona jest, ale znikoma. Natomiast gdy sami zerwiemy sobie go z drzewa... Możemy nagle odkryć w sobie naturę poety, bo o tym smaku można pisać jedynie poematy, które sobie daruję ;)

Mandarynki były niedojrzałe. Przynajmniej tak mówił mąż Carmen.  W naszym pojęciu jednak wyglądały na gotowe do zbierania, więc zaryzykowaliśmy i zerwaliśmy po jednej sztuce. I powiem jedynie tyle, że jeśli tamte wtedy nie były dojrzałe, to bardzo chciałabym spróbować dojrzałych. Oznaczałoby to totalną rozkosz dla podniebienia i kubków smakowych. A! I co do spostrzeżeń – jeśli wierzyć w to, co mówił właściciel hotelu i tamte mandarynki potrzebowały jeszcze trochę czasu, to naszym zdaniem do Polski owoce te trafiają jeszcze zielone. Te z drzewa były słodsze niż te, które kupuję zimą w warzywniaku.


A co do kaki. Znacie je pewnie od tej gorzkiej strony. Zazwyczaj są drogie i twarde, a ten specyficzny rodzaj goryczy nie wpływa na ich dobrą ocenę. Nie przepadam za tymi owocami, Adaś też  nie jest ich zwolennikiem, ale...
Te w Hiszpanii były zupełnie inne. Miękkie i słodkie. Wspomniana gorycz rzeczywiście w nich była, ale była mocno stłumiona przez słodki smak. Rozpływały się wręcz w ustach i przeciekały pomiędzy palcami. Tak bardzo mięciutkie były.  Dlaczego nie znamy takich kaki w Polsce? Ich transport jest prawie nie możliwy. Zanim dotarłyby one do jakiegokolwiek innego kraju pozgniatałyby się na miazgę.  Nic by z nich nie zostało. Ta twardsza odmiana kaki nie stwarza tego typu problemów. I właśnie dlatego przez całe 19 lat mojego życia byłam przekonana, że nie lubię tych owoców. Dopiero w Hiszpanii przekonałam się, że jest inaczej ;)

Skoro już jesteśmy przy jedzeniu to napiszę jeszcze kilka słów o dyni. Jestem całkiem niezłą kucharką, ale z dynią pokłóciłam się wiele lat temu. Lubię jej pestki i wiem jak ugotować z niej zupę. Nie wiem jednak jak sprawić żeby była ona smaczna, więc zazwyczaj nie korzystam z tego warzywa. W L’Alcudii jednak nauczyłam się jednej, bardzo prostej i bardzo smacznej rzeczy, którą Wam polecam.
Dynię nacina się w kilku miejscach na jej obwodzie, ale nie rozcina całkowicie. Wystarczy 5-6 centymetrowych nacięć w linii, po której rozetniemy warzywo po upieczeniu. Właściwie na tym cała praca się kończy. Teraz wystarczy włożyć ją do piekarnika rozgrzanego do 180 stopni na godzinę.  Potem wyjmujemy ją, rozcinamy na pół i rozkrawamy połówki w trójkąciki.

Jako co to podawać? Jako deser. Jest słodkie, miękkie i zapewne bardzo zdrowe. 

Jeśli ktoś skusi się na to by spróbować – może podzielić się z nami wrażeniami ;)


Coraz częściej odnoszę wrażenie, że braki zdjęć są wynikiem korzystania z dużego aparatu. Jakość zdjęć nie przekłada się na ich ilość. Chyba najwyższy czas zainwestować w dodatkową, niewielką cyfrówkę...

1 komentarz: