piątek, 30 stycznia 2015

Moai, Wyspa Wielkanocna i Arkady Fiedler

Jest takie jedno miejsce na Oceanie spokojnym. Znajduje się ono ponad trzy i pół tysiąca kilometrów od wybrzeża w Chile i ponad dwa tysiące kilometrów od najbliższego zamieszkiwanego przez ludzi lądu. Jak łatwo się domyślić, ów miejsce to wyspa. Wyspa Wielkanocna. Ten skrawek ziemi jest jednym z najbardziej oddalonych od innych zamieszkałych przez ludzi miejsc. Jest też jednym z tych miejsc, które otacza woń tajemnicy fascynującej wielu, ale też jest jednym z tych, które noszą w sobie nieuchronny gen zagłady. Właściwie historia wyspy to historia ziemi, z tym tylko, że w sporym pomniejszeniu.

Tu następuje ten moment, w którym mam ochotę napisać "Posłuchajcie...", ale nie zrobię tego aby nie zaryzykować porównania mnie do pewnego polskiego pisarza, dobrego, z resztą i niewątpliwie większego ode mnie. Cóż... Całe szczęście, że tacy są, w końcu młode pokolenie musi się uczyć od lepszych od siebie... :)


A więc...

Było to tak...

Wszelkie źródła historyczne podają, że na wyspę w IV wielu dotarli osadnicy z Hawajów, nie jest to jednak
informacja, co do której wszyscy są zgodni. Istnieją również tacy, którzy uważają, że ów wydarzenia miały miejsce całe cztery wieki później. Całkiem niedawno jednak inny naukowiec starał się udowodnić, że data zasiedlenia wyspy to czas około przełomu pomiędzy wiekiem XII, a XIII.  Mowa o naszej erze oczywiście. Na "dzień dobry" mamy więc do czynienia z całkiem sporych rozmiarów rozbieżnością. Osadnicy oprócz siebie przytargali również rośliny - choćby banany, zwierzęta - takie jak kury oraz szczury, które okazały się być  w przyszłości jednym z trumiennych gwoździ dla przybyłych.

Oficjalnie odkrywcą wyspy został ogłoszony Jacob Roggeveen, który przybił do jej brzegów w niedzielę wielkanocną. Temu właśnie zdarzeniu miejsce zawdzięcza swoją nazwę. Moim skromnym zdaniem odkrywcami Wyspy Wielkanocnej byli osadnicy, którzy przybyli tam znacznie wcześniej i przecież nie byli rdzenną ludnością tej ziemi. Prawda jednak jest taka, że pochodzili z Polinezji, a nie z Europy, a odcień ich skóry nie świecił na biało. Wszystko jasne - historia...taka piękna.

środa, 28 stycznia 2015

O tym, którego wabił świat

Przyrodnik, podróżnik, reporter, pisarz... To tylko kilka z wielu określeń jakich można by użyć opisując Arkadego Fiedlera. Wielką rolę w życiu tego wybitnego Polaka odegrał jego ojciec. To właśnie dzięki jego staraniom Arkady zaczął się interesować przyrodą. Efekty tej pasji możemy dziś oglądać choćby w muzeum, do którego się udaliśmy, w Puszczykowie. Fiedler zwykł wspominać o swoim ojcu jako o człowieku dzięki, któremu nauczył się kochać rzeczy, obok których inni ludzie przechodzili obojętnie, czyli zwykłe, pozornie nieładne i nieciekawe - dokładnie takie w jakich my staramy się odnajdywać piękno.

Arkady Fiedler był człowiekiem wykształconym oraz potężnych rozmiarów patriotą. Z resztą - na swoim koncie ma również tytuł porucznika Wojska Polskiego.

Ciekawostką jest, że ten wielki pisarz swoją karierę zaczął od publikacji... cyklu wierszy. Prawdopodobnie świadczy to o jego wielokierunkowości, ale ciężko wypowiadać mi się w tym temacie, choćby dlatego, że nie przeczytałam ani jednego utworu tego typu jego autorstwa.

Jaka piękna katastrofa

Jak wspominałam w poprzednim poście nie udało nam się poznać naszego gospodarza. To trochę dziwne, ale no cóż.... Tak wyszło. Nie zmienia to faktu, że jesteśmy bardzo wdzięczni Kubie za pomoc - w tym wypadku całkowicie nieznajomym.

Kiedy wyszliśmy na zewnątrz wciąż panował półmrok. Mieliśmy jechać do Puszczykowa, które jest oddalone od Poznania o niecałe dziesięć kilometrów, ale... Poznań to duże miasto, z którego najpierw trzeba się wydostać. Zapytaliśmy kilku osób o kierunek, w którym powinniśmy się udać i ku ich zdziwieniu po prostu ruszyliśmy przed siebie, piechotą, nie chcąc nawet słyszeć o busach, tramwajach, pociągach i innych typach komunikacji. Stwierdziliśmy, że poprzedniego dnia spędziliśmy aż nadto czasu w autobusie i, że albo dotrzemy do Puszczykowa autostopem, albo na piechotę.

Poza tym zegar wskazywał zaledwie godzinę 7.00, a muzeum Arkadego Fiedlera czynne było od 9.00. Mieliśmy więc bardzo dużo czasu na swój komunikacyjny bunt.

Oczywiście - bardziej liczyliśmy jednak na tę autostopową opcję, ale jak to w takich przypadkach bywa... Przeszliśmy całe miasto, żeby złapać cokolwiek w... Luboniu.

poniedziałek, 26 stycznia 2015

Ezoteryczny Poznań

Większość popularnych blogów podróżniczych traktuje o dalekich wyprawach, które obfitują w egzotyczne
krajobrazy, zdjęcia kobiet będących przedstawicielkami, obcych czytelnikom ów blogów, kultur, roznegliżowanych dzieci biegających po spękanej od słońca ziemi... Takie właśnie blogi uznawane są za lekturę "z wyższej półki". Egzotyka zawsze wygrywa w starciu z rodzimą Polską. Większości wydaje się, że zna swój kraj, albo, że jest to coś z czym spotyka się na co dzień... że nudne jest - ma się rozumieć.

Skłamałabym gdybym powiedziała, że sama podobnie nie myślałam do nie dawna. Wszak to co mam w zasięgu ręki po prostu nie może być ciekawe. Ale po wydarzeniach sprz
ed kilku dniu stwierdzam, że byłam w absolutnym błędzie! Niewybaczalnym wręcz! Jeśli chcecie więc wysłuchać "egzotycznej" historii o przyjaźni, bezinteresownej pomocy, umiejętności dzielenia się z obcymi i niezwykłych ludziach okraszonej niemałym tłem historycznym - zapraszam serdecznie!

wtorek, 6 stycznia 2015

Co czytały moje gały...

"Czym dla zbrodniarza jest stryczek kata, czym rząd karabinowych luf dla pojmanego szpiega - tym dla rannego zwierza w pustyni śnieżnej jest głos wilczej pogoni."
James Oliver Curwood

Bardzo lubię czytać. Naprawdę – wprost uwielbiam siedzieć sobie wygodnie w fotelu ze wzrokiem wlepionym w kartki dobrej książki. Ze względu na swoją pasję jaką są podróże, literatura, po którą sięgam jest dość monotematyczna. 

>źródło<
Przeczytałam wszystkie książki autorstwa Wojciecha Cejrowskiego z zapartym tchem. Każda z jego publikacji (podróżniczych) jest warta polecenia. To literacki geniusz – trzeba przyznać.

>źródło<
Przejechałam świat dookoła wspólnie z Kingą Choszcz – polską podróżniczką-autostopowiczką. Nie urzekło mnie jej pióro, ale to czego dokonała ta drobna kobieta jest godne podziwu. „Prowadził nas los” jej autorstwa to obowiązkowa lektura dla tych, którzy myślą, że podróżują tylko bogaci. Warto ją przeczytać choćby po to by przekonać się w jakim jest się błędzie. Podobnie jest z „Moją Afryką” Kingi. To opis ostatniej podróży Malaiki. To sprawozdanie z kilku miesięcy spędzonych przez nią w Afryce. Śmierć Choszcz to ogromna strata. Nie powinna była umrzeć. Mogła zrobić jeszcze wiele dobrego.