wtorek, 6 stycznia 2015

Co czytały moje gały...

"Czym dla zbrodniarza jest stryczek kata, czym rząd karabinowych luf dla pojmanego szpiega - tym dla rannego zwierza w pustyni śnieżnej jest głos wilczej pogoni."
James Oliver Curwood

Bardzo lubię czytać. Naprawdę – wprost uwielbiam siedzieć sobie wygodnie w fotelu ze wzrokiem wlepionym w kartki dobrej książki. Ze względu na swoją pasję jaką są podróże, literatura, po którą sięgam jest dość monotematyczna. 

>źródło<
Przeczytałam wszystkie książki autorstwa Wojciecha Cejrowskiego z zapartym tchem. Każda z jego publikacji (podróżniczych) jest warta polecenia. To literacki geniusz – trzeba przyznać.

>źródło<
Przejechałam świat dookoła wspólnie z Kingą Choszcz – polską podróżniczką-autostopowiczką. Nie urzekło mnie jej pióro, ale to czego dokonała ta drobna kobieta jest godne podziwu. „Prowadził nas los” jej autorstwa to obowiązkowa lektura dla tych, którzy myślą, że podróżują tylko bogaci. Warto ją przeczytać choćby po to by przekonać się w jakim jest się błędzie. Podobnie jest z „Moją Afryką” Kingi. To opis ostatniej podróży Malaiki. To sprawozdanie z kilku miesięcy spędzonych przez nią w Afryce. Śmierć Choszcz to ogromna strata. Nie powinna była umrzeć. Mogła zrobić jeszcze wiele dobrego.

>źródło<
Genialnymi autorami na naszym rodzimym rynku są również persony takie jak Martyna Wojciechowska. Podziwiam tę kobietę za odwagę w wyborze omawianych przez nią tematów i siłę jaka bije z jej osobowości.

>źródło<
Jest też Beata Pawlikowska. Jest niesamowitą kobietą. Wszak nie każda z nas byłby zdolna do takiej determinacji w spełnianiu własnych marzeń jak właśnie ona. Jej początki oparte były na jej własnych siłach i to właśnie jest godne podziwu. Jest mądrą osobą, która ma bardzo dużo do powiedzenia, choć nie ukrywam, że „Dziennik podróży”, który ukazał się pod jej nazwiskiem wydał mi się drobną przesadą. Wielcy podróżnicy nie powinni notesów wydawać. Przecież jeśli potrzebuję coś zanotować w podróży wystarczy mi zwykły zeszyt w kratkę za trzy złote. Ale to na szczęście tylko drobne komercyjne potknięcie.

>źródło<
Uwielbiam również twórczość literacką Arkadego Fiedlera. Gość miał niesamowity talent pisarski. Pomimo, że jego książki często już nie są aktualne, a przynajmniej są mniej aktualne od tych, które napisał na przykład Cejrowski, wciąż są wielkim skarbem, a czytanie ich jest ogromną przyjemnością. Język jakim się posługuje, sposób w jaki przekazuje swoim czytelnikom informację oraz to jak uczy nas historii jest po prostu wspaniałe. Polecam go tym, którzy jeszcze nie mieli przyjemności go poznać, bo naprawdę warto.

Nasz rodzimy rynek jest dość obfity w naprawdę dobrą literaturę. Nazwiska tych ludzi jednak zapewne wszystkim są znane. Nawet jeśli nie czytywaliście tych autorów to z pewnością obili się Wam o uszy.

Ja dziś chciałabym Wam polecić kilku naprawdę dobrych autorów, o których niestety powoli się zapomina oraz podzielić się z Wami moimi drobnymi spostrzeżeniami z kilku ostatnich tygodni.

>źródło<
Dopadłam się do powieści Jamesa Olivera Curwooda pod tytułem „Łowcy wilków”. Nie ulega wątpliwości, że książka powinna swoich odbiorców znajdować wśród młodzieży.  Została wydana w 1908 roku. Jej akcja toczy się na Dalekiej Północy Ameryki. Głównymi bohaterami są Rod i Wabi. Obaj są nastolatkami. W  powieści ciągle towarzyszy im Mukkoki, który jest od nich znacznie starszy i jest swoistym geniuszem jeśli chodzi o znajomość przyrody w kanadyjskich lasach. Fabuła jest tak naprawdę banalna, ale porusza ona podstawowe wartości takie jak miłość, braterstwo, oddanie i przyjaźń. Bohaterowie są postaciami fikcyjnymi, ale miejsce akcji wydarzeń oraz to czym się zajmują opisane jest w sposób bardzo realistyczny. Książka na pozór nie jest książką podróżniczą, ale pozwala mocno poznać „pustynie śnieżną” jak nazywa tereny północy sam Curwood. Jest mistrzem pióra i miłą odskocznią od tego co dziś można znaleźć w dziale „książki młodzieżowe”. Sama żałuję,  że sięgnęłam po jego twórczość tak późno. Polecam ją jednak każdemu, a szczególnie ludziom młodym.

>źródło<
Curwood napisał wiele książek. Nie wszystkie kierowane były do dzieci i młodzieży. Pisywał książki przygodowe zaadresowane do dorosłych takie jak chociażby „Stelle z królewskiej konnej” czy „Tajemnica Johna Kieitha”. W jego dziełach bardzo jasno przedstawiona jest granica pomiędzy dobrem, a złem.

Kolejnym autorem, który wciągnął mnie w romans ze sobą jest Jack London. „Martin Eden” jego autorstwa to chyba najlepsza książka jaką kiedykolwiek przeczytałam. Książka ukazuje dwie sfery społeczne. Robotniczą oraz burżuazyjną. Jest arcydziełem literackim i cudem fabularnym. Można powiedzieć, że jest ona romansem, albo powieścią przygodową. Ale nic z tego nie jest prawdą. Jest to historia o życiu. O osiąganiu celów i kształtowaniu samego siebie. Jest to historia w pewien sposób każdego z nas. Jest to prawda, która aż w oczy kole. Generalnie często twierdzę, że szkoda czasu na powieści, ale ta... To zupełnie inna sprawa. Polecam.
>źródło<


A na koniec mojego polecania podrzucę nazwisko wzbudzające wiele kontrowersji. Mianowicie Erich von Daniken. Jedni się z niego śmieją, inni wręcz go wyznają, ale jedno jest pewne – jest na językach wielu ludzi i wzbudza wiele emocji. Uważa on, że sporą rolę w ewolucji człowieka odegrali kosmici, którzy odwiedzali nas w przeszłości. Nie powiem, że zgadzam się z nim w jego poglądach, ale nie powiem też, że się z nimi w zupełności nie zgadzam. To sprawa indywidualna. Jego książki natomiast są doskonałym źródłem wiedzy podróżniczej, którą można interpretować w różny sposób. Polecam zapoznanie się z tematem choćby po to by dowiedzieć się czy gościa lubimy czy nie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz