środa, 28 stycznia 2015

Jaka piękna katastrofa

Jak wspominałam w poprzednim poście nie udało nam się poznać naszego gospodarza. To trochę dziwne, ale no cóż.... Tak wyszło. Nie zmienia to faktu, że jesteśmy bardzo wdzięczni Kubie za pomoc - w tym wypadku całkowicie nieznajomym.

Kiedy wyszliśmy na zewnątrz wciąż panował półmrok. Mieliśmy jechać do Puszczykowa, które jest oddalone od Poznania o niecałe dziesięć kilometrów, ale... Poznań to duże miasto, z którego najpierw trzeba się wydostać. Zapytaliśmy kilku osób o kierunek, w którym powinniśmy się udać i ku ich zdziwieniu po prostu ruszyliśmy przed siebie, piechotą, nie chcąc nawet słyszeć o busach, tramwajach, pociągach i innych typach komunikacji. Stwierdziliśmy, że poprzedniego dnia spędziliśmy aż nadto czasu w autobusie i, że albo dotrzemy do Puszczykowa autostopem, albo na piechotę.

Poza tym zegar wskazywał zaledwie godzinę 7.00, a muzeum Arkadego Fiedlera czynne było od 9.00. Mieliśmy więc bardzo dużo czasu na swój komunikacyjny bunt.

Oczywiście - bardziej liczyliśmy jednak na tę autostopową opcję, ale jak to w takich przypadkach bywa... Przeszliśmy całe miasto, żeby złapać cokolwiek w... Luboniu.



Nie żałujemy jednak. Po drodze natrafiliśmy między innymi na tak zwanego Ceglorza, czyli przedsiębiorstwo założone przez Hipolita Cegielskiego. Gość był producentem wagonów kolejowych, lokomotyw i silników okrętowych - wszystkiego co metalowe i ciężkie - znaczy się. Ów przedsiębiorstwo założone zostało jeszcze w pierwszej połowie XIX wieku. Miało swoje przejścia, wzloty i upadki, ale nie będę rozpisywać się na ten temat. Warto jednak rzucić strużkę światła na dzieje tego miejsca po drugiej wojnie światowej. Podobnie jak wiele innych miejsc w tym czasie przedsiębiorstwo to stało się własnością państwa. W roku 1949 zmieniła się jego nazwa, która niekoniecznie musiała wszystkim przypaść do gustu ponieważ ów zakłady zostały ochrzczone imieniem Józefa Stalina. Siedem lat później, dokładnie 28 czerwca '56 robotnicy z ów zakładu wzięli udział w proteście, który w chwile później przekształcił się w powstanie poznańskie, o którym pisałam obszerniej przy okazji poprzedniej notki. Na początku listopada tego samego roku nazwa fabryki ponownie uległą zmianie, tym razem na Zakłady Przemysłu Metalowego H.Cegielski w Poznaniu, z dopiskiem - rzecz jasna - Przedsiębiorstwo Państwowe.

Tak więc... nawet paskudny gmach starej fabryki może mieć całkiem interesującą historię...





Oprócz tego wypadałoby wspomnieć, że bardzo spodobały nam się poznańskie... tramwaje. Tak - tramwaje. Nie używaliśmy ich co prawda jako środka transportu, ale ich zewnętrzny wygląd wyjątkowo nam przypadł do gustu. W szczególności Adasiowi, dla którego stały się one inspiracją do fotografowania.












Gdy dotarliśmy na Dębiec postanowiliśmy zapytać któregoś z przechodniów o kierunek. Padło na pewną
kobietę, która sprawnie nas poinstruowała, podziękowaliśmy jej zatem, ale gdy ta zrozumiała, że zamierzamy do Puszczykowa iść na piechotę w panice wręcz starała się nam tłumaczyć, że to zbyt daleko. Wzruszyliśmy w odpowiedzi ramionami i dodaliśmy, że dotarliśmy do Dębca na piechotę ze Świętego Marcina. Kobieta szybko odpuściła sobie dalszą argumentację.

I tak sobie szliśmy... Na przemian dostając "głupawki" i trzęsąc się z zimna. Aż w końcu... Jakieś 5 kilometrów od celu, zupełnie niespodziewanie zatrzymał się samochód. Kobieta zadeklarowała się nas podrzucić jakieś 3 kilometry. Dodała, że podwiozłaby nas i do samego celu, ale już w tamtej chwili była spóźniona do pracy. Po chwili rozmowy jednak spojrzała raz jeszcze na zegarek, wpisała w nawigację adres, pod którym znajduje się muzeum Arkadego Fiedlera i powiedziała, że "W sumie...to fajnie jest się czasami spóźnić do pracy...". Nie ukrywamy wcale, że cieszyła nas jej decyzja. Podziękowaliśmy jej najlepiej jak potrafiliśmy i wręczyliśmy nasze wizytówki. Jeśli więc los sprawił, że zajrzała do nas to serdecznie ją z tego miejsca pozdrawiamy!

Dotarliśmy więc do celu... Do miejsca, w którym jednemu człowiekowi udało się zmieścić prawie cały świat na jednym, niewielkim podwórku....






Ciąg dalszy nastąpi...  :)

2 komentarze:

  1. ah te podróżniki, sie szlajajo! jakoś tak fajnie się u was czyta te skrawki historii, wiele lepiej niż jakbym miała to czytać w suchej historycznej ksiunżce. w ogóle, zanim dotarłam do tego akapitu o tramwajach ale zobaczyłam zdjęcie, to też od razu się w nich zakochałam, i stwierdziłam że jak mi się uda co ma się udać to ja muszę mieć taki we władanie :D i mega podoba mi się zdjęcie z łapkami-jak na nie pacze, to widzę..kubusia puchatka próbującego dosięgnąć półki z miodem :D / ewuch

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będziesz robić to co robić pragniesz w Poznaniu. Kubuś Puchatek rządzi! :D

      Usuń