poniedziałek, 2 lutego 2015

Brama Słońca spod Poznania

Słynna Brama Słońca z Tiahuanaco w Boliwii przedstawia czterdzieści osiem wyrzeźbionych postaci po obu stronach głównej płaskorzeźby - unoszącego się bóstwa. Istnieją teorie mówiące o tym, że postać osadzona w centrum to nikt inny jak Viracocha - biały bóg Indian z tamtych terenów otoczony nutką tajemnicy.

Istnieją przekazy informujące nas o tym jakoby Viracocha miał zawiesić gwiazdy, Słońce i Księżyc na niebie i stworzyć w Tiahuanaco pierwszych ludzi. Nie jest to jednak jedyna legenda związana z tym bóstwem.Według innej Viracocha nie był samotnikiem i podczas tworzenia świata towarzyszyli mu jego dwaj synowie. Ów legenda posuwa się również dalej niż tylko do aktu stworzenia pierwszych rozumnych istot i mówi o narodzinach wielkich ptaków i zwierząt. Liczne grupy ludzi zostały rozrzucone w różne części kraju. Trwało to chwile, aż Viracocha wysłał swych synów by Ci zorientowali się tym jak żyją ludzie. 

Wieści z jakimi powrócili nie były zachwycające. Ludzie bowiem nie docenili swojego stwórcy i poczęli oddawać cześć stworzonym przez siebie figurkom, które przedstawiały innych bogów. Prócz tego ogarniać ich zaczęła żądza władzy i ich zachowanie pozostawiało wiele do życzenia.

Rozwścieczyło to Viracochę. Nie ma się z resztą czemu dziwić. Jego odpowiedzią na ludzką niewdzięczność był ogień i błyskawice. 

Byłaby to legenda jak każda inna gdyby nie to, że gniew boga spadł również na Puma Punku. Było to prawdopodobnie miejsce o największym znaczeniu dla kultury Inków. Problem polega na tym, że wielu badaczy nie przypisuje jego budowy samym Inkom. Wspominają natomiast o tym, że Indianie zastali już miasto częściowo wybudowane, a jego ruiny mogłyby pochodzić z czasów nawet przedpotopowych. 

Właśnie na tych niejasnościach Erich von Danikem zbudował swoją teorię mówiącą o tym, że i na tamtym ziemiach mogli urzędować przybysze z kosmosu. I choć w gruncie rzeczy może wydawać się to zabawne i niedorzeczne - w całości oparte jest na logicznym myśleniu Danikena. Może nawet zbyt logicznym.

Otóż Puma Punku było dziełem Virachochy j jego synów, którzy gdyby byli przedstawicielami pozaziemskiej cywilizacji na wyższym poziomie rozwoju byliby  prędzej zdolni do budowy miasta z tak potężnych bloków skalnych i do takiej precyzji jaka została przy tym użyta. Gdy Virachocha został rozgniewany zniszczył wszystko z równą łatwością jak stworzył i... odszedł... A jakiś czas później Inkowie wykorzystali porzucone ruiny, a "coś" z kosmosu w przekazach dostało miano boga.

Wspomniałam o kilkudziesięciu postaciach otaczających prawdopodobnie Virachochę na Bramie Słońca. Otóż nie dotarłam do żadnej konkretnej pracy, która poinformowałaby mnie czym lub kim są postaci umieszczone na bramie. 

Choć... Był taki jeden. Zwał się Schindler-Bellamy i prowadził długoletnie badania na terenie Tiahuanaco
poświęcając temu praktycznie swoje życie. Rozszyfrował je jako kalendarz, który sięgał  dwadzieścia parę tysięcy lat do tyłu. Pozwala on oprócz zwyczajnych dat odczytać także astronomiczne pory roku oraz to w jakim położeniu znajduje się Księżyc o każdej godzinie... 

I tu Daniken zadaje pytanie czy dzieło takich rozmiarów mogłoby być autorstwa prostych Indian i czy gdyby nawet tak było to z taką ochotą oddaliby swoje zasługi bogu? No cóż... Trzeba przyznać, że takie zachowanie raczej nie leży w ludzkiej naturze.

Nie mniej - nie wiem czy ma on racje czy też nie. I z całą pewnością nie jestem jego wyznawczynią.

A całą ta historia może być dziełem wielkiego przypadku. 

Bowiem wśród tych wszystkich legend znalazła się też taka o powrocie Virachochy. Przybyć miał zza morza. I ta właśnie historia stała się głównych powodem podbicia przez niewielką grupę Hiszpanów Wielkiego Państwa Inków w 1532 roku. 

W Muzeum Arkadego Fiedlera w Puszczykowie możemy obejrzeć replikę Bramy Słońca. Ta znów - podobnie do głowy z Wyspy Wielkanocnej - jest wykonana w rzeczywistych rozmiarach. Niesamowite doświadczenie.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz