czwartek, 19 lutego 2015

Pierzasty Wąż

Potrafilibyście sobie wyobrazić węża, którego ciało pokrywałyby pióra? Brzmi dość absurdalnie, prawda? Toltekowie jednak tak nie uważali. Przeciwnie – ich wyobrażenie o Bogu posiadającym moc władania niemal całą przyrodą przybierało postać właśnie Pierzastego Węża. 

Quetzalcoatl swoim dziwacznym wizerunkiem miał reprezentować zarówno siły płynące z przyrody – za to konkretnie odpowiadała ptasia część jego wizerunku – oraz tajemnice podziemi – czego z kolei symbolem był wąż. 

Jego boska kariera nie była w żadnym wypadku przelotną. Oddawały mu hołd całe pokolenia indiańskich ludów. Dorobił się nawet prywatnej świątyni w jednym z meksykańskich miast. Co ciekawe – ów świątynia usytuowana jest na wielkiej piramidzie, a ta z kolei ma podstawę większą od swojej przyrodniej siostry, którą wybudował w Egipcie Cheops.




Sądzę więc, że jak na Boga, którego wizerunek kojarzy się z drobnym wybrykiem natury, albo trwałym kalectwem osiągnął bardzo dużo. 

Jest taki jeden mit. Wydaje się być bardzo ciekawy. Otóż mowa jest w nim o tym, że Quetzalcoatl był jakby Bogiem wszystkich Bogów. Nie nadużywał jednak swojej władzy. Był raczej władcą sprawiedliwym i słynącym ze swojego dobra. Cieszył się powszechnym szacunkiem oraz sympatią swoich poddanych. Aż trochę za słodkie się to wydaje, co? No więc właśnie…

Jak to w takich wypadkach często bywa musiał znaleźć się ktoś kto wystawał z tłumu wielbicieli  Quetzalcoatlta. W tym wypadku była to postać mroczna, mająca władzę nad nocą i potrafiąca miotać piorunami. Jego imię brzmiało Tezcatlipoca i tak się składa, że wychował się on z  Quetzalcoatlem w jednej kołysce – znaczy się, że był jego rodzonym bratem.

Tezcatlipoca nienawidził swojego brata ponad wszystko. Pewnego dnia jego niechęć do niego przeszła wszelkie granice. Przy pomocy czarów udało mu się dokonać przemiany Quetzalcoatlta z Boga w zwyczajnego śmiertelnika. Nie trzeba chyba wspominać jak wielki był ból zdegradowanego bóstwa.

Wtedy stał się cud. Quetzalcoatl otrzymał podarunek w postaci wężowej maski oraz płaszcza wykonanego z ptasich piór. Ta drobna mistyfikacja umożliwiła mu na powrót władanie swoimi boskimi poddanymi.

Mściwy brat jednak ani myślał by się poddać. Po upływie pewnego czasu znów spróbował pozbyć się Quetzalcoatlta. Tym razem zwyczajnie go… upił. A podczas stanu upojenia do głowy przychodzą różne głupstwa, a niekiedy nawet wychodzą one spoza głowy i przeradzają się w występki, których na kolejny dzień wolałoby się nie pamiętać. Nie jest to najwyraźniej przypisane jedynie do ludzkiej natury ponieważ spotkało to również Boga.

Gdy tylko wytrzeźwiał zaczął przeżywać ogromnych rozmiarów moralnego kaca. Wstyd jaki odczuwał był ogromny. Nie potrafił się z niego otrząsnąć i … całkiem dosłownie … spłonął ze wstydu.

Cóż… Trochę to smutne, trochę tragiczne. Mit jednak kończy się na tyle optymistycznie na ile jest to możliwe. Mianowicie – z popiołów, które zostały po Bogu narodziły się kolorowe ptaki kwezale. 

W parku przy Muzeum Arkadego Fiedlera w Puszczykowie można obejrzeć posąg będący symbolicznym wyobrażeniem Boga. 


A nasze zdjęcie na koniec załączamy w gratisie. W końcu byliśmy tak i należałoby to jakoś zaznaczyć... Może nie powinnam tego robić przy pomocy nieudanego selfie, ale i tak zrobię w nadziei, że nikomu nie pęknie monitor z naszego powodu ;)

4 komentarze: