wtorek, 17 lutego 2015

Santa Maria

> źródło <
Krzysztof Kolumb. Po włosku - po włosku Cristoforo Colombo. Żeglarz z Genui, który odkrył Amerykę.
Podróżnik i niepoprawny marzyciel w jednym. Sięgał po swoje marzenia bez wahania, choć nie było mu wcale łatwo. Kolumb postanowił, że znajdzie drogę morską do Indii. Wziął pod uwagę kulistość naszej planety i uznał, że najbardziej logicznym rozwiązaniem będzie popłynąć na zachód, aby w końcu wypłynąć u wybrzeży Japonii… Cóż. Nie był on pierwszym zapaleńcem, który chciał tego dokonać, ale jego projekt spotkał się z wyjątkowym brakiem poparcia. Najpierw został odrzucony w Portugalii, następnie w Anglii. W obu przypadkach wynikało to z tego, że wyprawa zdawała się być zbyt ryzykownym przedsięwzięciem. Innymi słowy nikt w niego nie wierzył.






Kolumb jednak ani myślał się poddać. Przedstawił projekt swojej wyprawy władcom Hiszpanii – Królowi Ferdynandowi oraz jego żonie Izabeli – czyli rodzicom Katarzyny Aragońskiej, pierwszej żony Henryka VIII.

Zauważyłam, że ilekroć nadarzy się okazja by wspomnieć choć odrobinę o historii związanej z rządami Tudorów - robię to z przyjemnością. Jest to bowiem mój ulubiony okres w dziejach.

Dość jednak dygresji, wróćmy do Kolumba. Na odpowiedź musiał czekać. Tak długo, że ogarnęła go w końcu rezygnacja. Wtedy jednak nieoczekiwanie okazało się, że hiszpański majestat królewski podejmie ryzyko związane z udostępnieniem środków finansowych na wyprawę. Krzysztof Kolumb otrzymał trzy niewielkie statki – Santa Marię, Ninę i Pintę, oraz niespełna setkę ludzi. Po kilku tygodniach rejsu dotarli do pierwszego lądu. Była to najprawdopodobniej któraś z wysp z archipelagu Bahama. Następne tygodnie załoga Kolumba spędziła żeglując po Karaibach, wciąż tkwiąc w przekonaniu, że jest tuż tuż od wybrzeża Chin.

Santa Maria rozbiła się o wyspę Hispaniola (albo Santo Domingo – jak kto woli). Kolumb podjął decyzję o
pozostawieniu na niej około czterdziestu osób, których zadaniem byłoby utworzenie kolonii. Obiecał wrócić w kolejnym roku i rzeczywiście tak właśnie uczynił. Tym razem odkryte przez siebie ziemie przywitał w towarzystwie siedemnastu okrętów i załogi liczącej jakieś półtora tysiąca osób. Niestety – ludzi, których pozostawił na wyspie już nie było wśród żywych. Zostali wybici przez tubylców. Założył drugą kolonię. Tym razem wszystko było o wiele bardziej zorganizowane.

Kolumb do swoich ostatnich dni wierzył, że dopłynął do brzegów Azji i takim przekonaniu umarł. Ludność zamieszkującą tereny przez niego odkryte nazwał „Indianami” i nazwa ta do dziś funkcjonuje w stosunku do rdzennych mieszkańców Ameryki. No właśnie...Ameryki.

W ślady niezapomnianego żeglarza niebawem wyruszył Amerigo Vespucci. Działo się to na samym początku szesnastego wieku. Dopłynął do Wysp Zielonego Przylądka oraz dalej aż do samego Rio de Janeiro. Kiedy wrócił do Europy zauważył, że miejsca, do których dotarł stanowią czwarty kontynent, jak dotąd nieznany. On sam określił go mianem Nowego Świata, ale z czasem zaczęto używać nazwy zaczerpniętej od imienia odkrywcy – Ameryka. I tak oto Kolumb poszedł w odstawkę, choć to on prawdopodobnie jako pierwszy Europejczyk odkrył nieznany wówczas ląd. Odebrano mu w ten sposób prawa do swojego odkrycia.


Wróćmy jednak na chwilę do samej Santa Marii. Otóż statek ten nigdy nie powrócił do swojego portu. U
schyłku 1492 roku została całkowicie rozebrana przez marynarzy. Nikt nie wie dokładnie jak wyglądała, nie powstał bowiem żaden dokument, który zawierałby jej dokładną specyfikację. Jednak na podstawie dostępnej wiedzy na jej temat podjęto próbę budowy legendarnego żaglowca. I powstała replika, którą możemy podziwiać w jej rzeczywistych rozmiarach w Muzeum Arkadego Fiedlera w Puszczykowie. Robi wrażenie. Nasze marzenia szepczą nam o długim rejsie po ogromnej wodzie, dlatego wejście na pokład Santa Marii było wyjątkowym przeżyciem. Statek nie stoi wprawdzie na otwartym morzu, ale za to… Bezpośrednio z jego pokładu mogliśmy podziwiać ponad sześciometrową replikę posągu Buddy z Bamian (Afganistan) albo… na przykład brytyjskiego myśliwca z drugiej wojny światowej. Widoki są więc imponujące i pozwalają nie zwracać uwagi na szczegół taki jak… brak wody.











2 komentarze: