poniedziałek, 29 lipca 2013

Najszybszy ślub na świecie

Jako jedno z "zabezpieczeń" przed niechcianymi komentarzami czy propozycjami, z których na pewno nie chcielibyśmy skorzystać wymyśliliśmy, że zwyczajnie kupimy dwie takie same złote obrączki. Wiadomo - mężatka zawsze traci na atrakcyjności więc jest to jakiś sposób na zakończenie tematu, który nas nie interesuje. Pół żartem, pół serio - nie chcę po prostu stać się przedmiotem handlu i zostać sprzedana za kilka wielbłądów. Niestety - takie sprawy jak ta zawsze zostają u nas załatwiane na wariackich papierach na ostatnią chwilę. Tak też było tym razem. Pojechaliśmy dziś do Wrocławia po resztę rzeczy na podróż. Ubrania Adasia, trochę elektroniki i kilka innych pierdół typu naczynia, kamizelki odblaskowe, kleje, taśma... Takie tam. Korzystając z tego, że i tak jesteśmy we Wrocławiu postanowiliśmy się rozejrzeć za gazem pieprzowym, którego i tak nie kupiliśmy w rezultacie. No i przypomniało nam się o obrączkach. Na złoto nas nie stać więc poszukiwania skupiły się na czymś "złotopodobnym" co tylko udawałoby obrączki z prawdziwego zdarzenia. Więc zaczęliśmy błądzić po wszelakich sklepach indyjskich, z pamiątkami i innymi upominkami i takich z drobną biżuterią. Odwiedzamy kilka sklepików w rynku, ale nie dosyć, że sprzedawcy reagują dość zabawnie gdy mówię, że chcę dwie obrączki imitujące złoto to jeszcze pytają z nutką ironii czy oszczędzamy za ślubie. Gdy jednak odpowiadamy po co nam to - baranieją i albo mówią coś totalnie nie na temat albo nic nie mówią. Ewentualnie nazywają nas dziwakami.
W jednym ze sklepów wpada mi w oko mosiężny pierścionek co odrobinę zawęża pole poszukiwania - kolor podchodzący pod złoty, cena odpowiada no i nie barwi w paskudny sposób paluchów, ale wzór jest nie do zaakceptowania. Cóż... przynajmniej surowiec, z którego mogłoby być to wykonane jest w miarę możliwości. W następnych punktach pytamy więc o obrączki z mosiądzu i dalej sprzedajemy tekst o złotopodobnym czymś. Zostaje nam zaproponowany naprawdę tandetny pierścionek ze stali ze wstawkami w kolorze złotym i gdy już prawie godziny się z myślą, że nic lepszego nie znajdziemy okazuję się, że żaden z dostępnych w sklepie rozmiarów nie pasuje na nas. Sprzedawca proponuje, że sprowadzi je dla nas co brzmi kusząco, ale gdy żąda zaliczki, ze względu na brak gotówki przy sobie i nie do końca zadowolenie z tego co proponował grzecznie dziękujemy i wychodzimy. 


Odrobinę zniechęceni idziemy dalej i wchodzimy do złotnika, który jest akurat po drodze.
- (My) Bry!
- (Złotnik) Dzień dobry!
- (Ines) Potrzebujemy czegoś co imitowało by złote obrączki, na złoto nas nie stać, może jakiś mosiądz, albo miałby Pan jakiś ciekawy pomysł?
- (Złotnik) A po cóż wam coś takiego?
- (Ines) Wyjeżdżamy autostopem do Maroko, rok w trasie, a obrączka "odstrasza" i chcemy się w taki drobny sposób zabezpieczyć, szczególnie ja - bo jego i tak by nikt nie chciał!
- (Adaś) Cichaj, bo Cię sprzedam za sześć wielbłądów i tyle będzie!
- (Złotnik) Zanim się posprzedajecie może spróbujemy coś wspólnie wymyślić? (Rozmówca uśmiecha się, albo nie! Po prostu śmieję się z nas w taki fajny sposób.)

Tutaj chwila rozmowy na temat naszej podróży, autostopu, zaplanowanej trasy, prac sezonowych i innych takich. Przemiły Pan jakim się okazuję pyta czy prowadzimy jakiegoś bloga na temat tego co robimy, a w odpowiedz zapisuję mu adres na karteczce. I z tego miejsca bardzo Pana pozdrawiamy ; )

Po chwili rozmowa wraca do naszego obrączkowego problemu a nasz dobrodziej proponuje nam srebro, ale pozłacane. Pokazuje nam kilka modeli i prosi o znalezienie dwóch takich samych i o odpowiednim rozmiarze. Okazuje się, że są tylko dwie identyczne, a rozmiar pasuje, to znaczy zostaje dopasowany bo specjalnie dla nas zmniejszono je o jeden rozmiar. Obrączki najpierw są ważone, a potem przechodzimy do ceny...

- (Złotnik) Hmm... Ogólnie to po zważeniu wychodzi po 60 zł za jedną, ale jesteście specyficzni, to ja chyba powinienem zaproponować specyficzną cenę. (Tutaj się znów wyjątkowo miło się uśmiecha.)
- (Ines) Cóż... Ja wcale nie ukrywam, że bylibyśmy bardzo zadowoleni.
- (Złotnik) Bo sprawa wygląda tak: jeśli policzę te obrączki jako gotowy produkt to cena będzie jaka będzie, ale jeśli wezmę pod uwagę sam surowiec... (Tu chwila zastanowienia i zaczepne spojrzenie w naszym kierunku.)
- (My) (Zdziwienie i uśmiechy od ucha do ucha.)
- (Złotnik) Jeśli policzę to jako sam surowiec to będzie po 25 zł za sztukę, co wy na to?
- (Adaś do Ines) A my na to wyciągamy portfel, nie?

I w ten oto sposób dobiliśmy targu. I uratowaliśmy się przed bankructwem i jeszcze raz dziękujemy. Po wyjściu ze sklepu natomiast wzięliśmy najszybszy ślub w historii świata, a "przysięgę" zakończyliśmy słowami: "Ale nie sprzedasz mnie za wielbłąda tak naprawdę, co?".




4 komentarze:

  1. No no Ines :D Gratki za szybki i udany ślub ^^ tylko się tam nie sprzedawajcie za wielbłądy, możecie jakiegoś nawet przywieść do Polski :D Pozdrawiam :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, przywiozę wielbłąda, a sprzedam Adasia. Tym samym dobiję targu życia ; ) (Adaś: Dzięki Bogu nikt mnie nie będzie chciał ; D)

    OdpowiedzUsuń
  3. Uczestniczyć w Waszym ślubie i uratować przed bankructwem...bezcenne. Przed Wami długa podróż. Ale tak naprawdę zaczęła się ona dawno,dawno temu. Tylko,że o tym zapomnieliśmy...

    www.schodamidonieba.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=350

    OdpowiedzUsuń