W jednym ze sklepów wpada mi w oko mosiężny pierścionek co odrobinę zawęża pole poszukiwania - kolor podchodzący pod złoty, cena odpowiada no i nie barwi w paskudny sposób paluchów, ale wzór jest nie do zaakceptowania. Cóż... przynajmniej surowiec, z którego mogłoby być to wykonane jest w miarę możliwości. W następnych punktach pytamy więc o obrączki z mosiądzu i dalej sprzedajemy tekst o złotopodobnym czymś. Zostaje nam zaproponowany naprawdę tandetny pierścionek ze stali ze wstawkami w kolorze złotym i gdy już prawie godziny się z myślą, że nic lepszego nie znajdziemy okazuję się, że żaden z dostępnych w sklepie rozmiarów nie pasuje na nas. Sprzedawca proponuje, że sprowadzi je dla nas co brzmi kusząco, ale gdy żąda zaliczki, ze względu na brak gotówki przy sobie i nie do końca zadowolenie z tego co proponował grzecznie dziękujemy i wychodzimy. Odrobinę zniechęceni idziemy dalej i wchodzimy do złotnika, który jest akurat po drodze.
- (My) Bry!
- (Złotnik) Dzień dobry!
- (Ines) Potrzebujemy czegoś co imitowało by złote obrączki, na złoto nas nie stać, może jakiś mosiądz, albo miałby Pan jakiś ciekawy pomysł?
- (Złotnik) A po cóż wam coś takiego?
- (Ines) Wyjeżdżamy autostopem do Maroko, rok w trasie, a obrączka "odstrasza" i chcemy się w taki drobny sposób zabezpieczyć, szczególnie ja - bo jego i tak by nikt nie chciał!
- (Adaś) Cichaj, bo Cię sprzedam za sześć wielbłądów i tyle będzie!
- (Złotnik) Zanim się posprzedajecie może spróbujemy coś wspólnie wymyślić? (Rozmówca uśmiecha się, albo nie! Po prostu śmieję się z nas w taki fajny sposób.)
Tutaj chwila rozmowy na temat naszej podróży, autostopu, zaplanowanej trasy, prac sezonowych i innych takich. Przemiły Pan jakim się okazuję pyta czy prowadzimy jakiegoś bloga na temat tego co robimy, a w odpowiedz zapisuję mu adres na karteczce. I z tego miejsca bardzo Pana pozdrawiamy ; )
Po chwili rozmowa wraca do naszego obrączkowego problemu a nasz dobrodziej proponuje nam srebro, ale pozłacane. Pokazuje nam kilka modeli i prosi o znalezienie dwóch takich samych i o odpowiednim rozmiarze. Okazuje się, że są tylko dwie identyczne, a rozmiar pasuje, to znaczy zostaje dopasowany bo specjalnie dla nas zmniejszono je o jeden rozmiar. Obrączki najpierw są ważone, a potem przechodzimy do ceny...
- (Złotnik) Hmm... Ogólnie to po zważeniu wychodzi po 60 zł za jedną, ale jesteście specyficzni, to ja chyba powinienem zaproponować specyficzną cenę. (Tutaj się znów wyjątkowo miło się uśmiecha.)
- (Ines) Cóż... Ja wcale nie ukrywam, że bylibyśmy bardzo zadowoleni.
- (Złotnik) Bo sprawa wygląda tak: jeśli policzę te obrączki jako gotowy produkt to cena będzie jaka będzie, ale jeśli wezmę pod uwagę sam surowiec... (Tu chwila zastanowienia i zaczepne spojrzenie w naszym kierunku.)
- (My) (Zdziwienie i uśmiechy od ucha do ucha.)
- (Złotnik) Jeśli policzę to jako sam surowiec to będzie po 25 zł za sztukę, co wy na to?
- (Adaś do Ines) A my na to wyciągamy portfel, nie?
I w ten oto sposób dobiliśmy targu. I uratowaliśmy się przed bankructwem i jeszcze raz dziękujemy. Po wyjściu ze sklepu natomiast wzięliśmy najszybszy ślub w historii świata, a "przysięgę" zakończyliśmy słowami: "Ale nie sprzedasz mnie za wielbłąda tak naprawdę, co?".

No no Ines :D Gratki za szybki i udany ślub ^^ tylko się tam nie sprzedawajcie za wielbłądy, możecie jakiegoś nawet przywieść do Polski :D Pozdrawiam :))
OdpowiedzUsuńTak, przywiozę wielbłąda, a sprzedam Adasia. Tym samym dobiję targu życia ; ) (Adaś: Dzięki Bogu nikt mnie nie będzie chciał ; D)
OdpowiedzUsuńUczestniczyć w Waszym ślubie i uratować przed bankructwem...bezcenne. Przed Wami długa podróż. Ale tak naprawdę zaczęła się ona dawno,dawno temu. Tylko,że o tym zapomnieliśmy...
OdpowiedzUsuńwww.schodamidonieba.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=350
KOCHANI! <3
OdpowiedzUsuń