wtorek, 13 maja 2014

Brawo!!! Saha!!! ... czyli chwała Tobie i na zdrowie!


Gdy pojawia się właściciel hotelu, pod którym czekaliśmy z Hassanem żegnamy się z naszym przewodnikiem

- w tym wypadku słowo "przewodnik" nie równa się w żadnym razie "naciągaczowi". Drzwi hotelu otwierają się, a wraz z nimi nasze gęby i chwile potem szczękę właściwie możemy zbierać z podłogi. Miejsce to jest wyjątkowo ładne, odpicowany jest każdy detal i w żadnym, ale to w żadnym razie nie stać nas nawet na ćwierć nocy tam. Odbywamy jednak obowiązkową rozmowę, podczas której tylko upewniamy się, że mieliśmy racje co do kosztów wynajęcia pokoju. Konwersacja zmienia odrobinę ton gdy pytamy czy w okolicy nie ma jakiegoś tańszego, sporo tańszego hotelu. Ku naszemu zdziwieniu właściciel wcale nie namawia nas do zatrzymania się u niego i od razu prowadzi nas w jakieś inne miejsce...

Trafiamy do hotelu, o jakże błyskotliwej nazwie - Africa. Jego właścicielem jest dziadek o bardzo specyficznym humorze i jeszcze bardziej popsutych zębach. Wita się niezwykle wylewnie z tym, który nas do niego przyprowadził, a potem nie zwracając na nas uwagi idą zapalić wspólnie fajkę. Gdy już całe pomieszczenie wypełnia zapach marihuany wyżej wspomniany dziadek zaczyna rozmowę z nami. Co prawda na początku bredzi coś o 300 MAD za pokój, ale na widok naszych zwieszonych uszu i pod wpływem kilku słów gościa, który nas przyprowadził do niego mówi, że za stówę wynajmie nam pokój na dachu.


Nordin - tak na imię miał właściciel hotelu Africa, przedstawia nam swojego pomocnika - Mustafe, który ma pokazać nam pokój, który właśnie wynajęliśmy. Wspinamy się więc po tym niemożliwie wysokich schodach naciągając sobie wszystkie ścięgna i mięśnie. Nasz pokój to nic innego jak zwykła komórka na dachu z małym okienkiem z kratami i łóżkiem. Nie narzekalibyśmy na nic. Było naprawdę świetnie. Był tylko jeden mankament. Okienko, o którym wspomniałam było ciągle otwarte, dzięki czemu jakiś kocur urządził sobie kuwetę na łóżko, które przez kolejne trzy dni było nasze. Co prawda zdarzenie to miało miejsce na tyle dawno, że nie było już żadnych mokrych śladów, ale kto ma kota dobrze wie jaki zapaszek ma koci mocz.

Zrzucamy z siebie plecaki i zostawiamy je w pokoju. Rzucamy się na chwile na łóżko - wtedy dokładnie odkryliśmy ślady obecności kociego lokatora, rzucamy jakimś wulgaryzmem pod nosem i schodzimy na dół.

Nordin był niczym wulkan pozytywnej energii. Każdy ruch gościa jego hotelu nagradzany był niezwykle głośnym okrzykiem "BRAWO!", a cała reszta dostawała w prezencie życzenie "SAHA!", co bodaj po berberyjsku oznacza "na zdrowie". Rzecz jasna jest to zapis fonetyczny. Tak więc ledwie wychyliliśmy się zza filaru na schodach, a radosny dziadek uśmiechnął się całym brakiem swoich zębów i wrzasnął "BRAWO!", a gdy odpaliliśmy papierosa od razu usłyszeliśmy "SAHA!" - mimo tego, że czynność ta najmniej spólnego to miała ze zdrowiem.

 Po kilku powtórzeniach swoich wesołych wrzasków rozkazuje nam usiąść przy stole i napić się wspólnie herbaty. Proponuje nam też przerzucić się z palenia papierosów na palenie trawki albo haszyszu, ale żadne z nas nie reflektuje. Potem on i Mustafa pytają czy zjemy z nimi obiad, ale nie czekają naszej odpowiedzi. Właściwie chyba sami za nas zdecydowali. Podają więc godzinę, o której mamy wstawić się na posiłek i kolejnymi "BRAWO! SAHA" żegnają nas wychodzących z hotelu.


Robimy małe tournee po uliczkach mediny i po upływie tej godziny czy dwóch posłusznie wracamy do hotelu. Zasiadamy przy stole, a po chwili ląduje na nim tradycyjny tażin. Za jego przygotowanie odpowiedzialny był Mustafa. Oprócz mnie i Adasia oraz Mustafy i Nordina do obiadu zasiadają także dwaj młodzi mężczyźni i jakiś starszy dziadek. Każde z nas dostaje po pewnym rodzaju bułki. Żadnych sztućców ani talerzy. Nordin mówi, że jeśli chcemy to możemy dostać zarówno jedno jak i drugie, ale tutaj je się rękami. A jeszcze konkretniej to bułką. Każda osoba ma jakby przydzielony trójkątny kawałek z okrągłego naczynia do tażin i nabiera sobie te warzywa z mięsem po prostu bułką z tego naczynia. Dziwne było to uczucie, ale jedno Nordinowi przyznać musimy...

"...Jedzenie rękoma jest o wiele bardziej przyjemne i wesołe niż to wasze europejskie grzebanie w talerzu metalowym badziewiem! Saha!"

W pewnym momencie skończyła mi się bułka, a w moim fragmencie naczynia było jeszcze jedzenia na jakieś dwa kęsy. Byłam już najedzona i nie zamierzałam tego kończyć. Mustafa gdy zorientował się o braku mojej bułki niczym poparzony wyrwał ze swojego krzesła i pobiegł po nią dla mnie do kuchni! Starałam się odmówić bo czułam, że mój brzuch pęka w szwach, ale nie było rady - Mustafa z wielką troską pilnował aż przełknę ostatni kawałek... Ale to był dopiero początek.... Czego? Ahh... Dowiecie się w kolejnych wpisach.

Po jedzeniu ręce należy opłukać w małej fontannie przy ścianie w pokoju i napić się herbaty. Wskazanym jest też zapalenie jakiegoś zielska, ale jak już mówiłam - tego nie praktykowaliśmy.

cdn...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz