Odpowiedź przychodzi po kilku chwilach. Moja mama twierdzi, że w domu jest już tak zimno, że nie obyłoby się bez palenia w piecu. No tak... przecież ten czas zakładał, że lada moment miała nadejść kalendarzowa jesień...
Postanawiamy jeszcze jeden dzień zostać w tym spokojnym miejscu. Ustalamy, że naszym kolejnym przystankiem po wyruszeniu z Błękitnej Perły będzie Tetuan.
Idziemy na śniadanie, a potem zamierzamy poszukać mniej obleganych przez turystów miejsc w miasteczku. Ale to Maroko, a więc zjedzenie śniadania już z samej definicji jest bardzo długim zabiegiem.
Nie zamawiamy niczego wyszukanego. Jedynie jajka z frytkami i liściem sałaty. Zestaw, którego przygotowanie w najgorszym wypadku mogłoby potrwać 20 minut. Nie muszę chyba zaznaczać, że prosząc o taką kombinację na talerzu, na moim stoliku chciałabym aby wylądowało wszystko na jednym >talerzu<? Wam może i nie, ale Marokańczykom owszem.
Tak więc najpierw na nasz stolik kelner-wazeliniarz przynosi wspomniany liść sałaty. Nie dosłownie. Można było jeszcze ugryźć jakiegoś pomidora i ogórka. Przez kolejne pół godziny warzywa na stoliku puszczają wodę, a my czekamy na upragnione jajko i frytki. Promyk nadziei, który nagle pojawił się wraz z kelnerem idącym w naszym kierunku zgasł gdy położył on na naszym stoliku ... same jajka. Nerwy puszczają i idziemy zapytać o te ziemniaczane paski osobiście. Gość twierdzi, że wciąż się smażą, ponieważ wstawili bardzo dużą ilość. Przyjmujemy do wiadomości i wracamy do stołu calem zjedzenia przynajmniej tego co już dostaliśmy. Kolejne pół godziny oczekiwania na frytki umilają nam koty, którym również służy błękit miasta. Nie są tak dzikie i zaniedbane jak w innych miejscach w Maroko. Ludzie je dokarmiają, a one godzinami wylegują się pod kasbą. Przyłażą więc do gości knajp z myślą, że może uda im się co nie co wyżebrać i dostaną trochę czułości, a że są śliczne to aż grzechem byłoby ich nie głaskać.
....koty kotami. Frytek nie ma nadal.
Ale gdy tym razem zapytaliśmy kelnera o nie ze szczerym zdziwieniem odpowiedział:
- Jakie frytki?
Nie, to nie był efekt problemów z pamięcią bo chwile po tym zaczął tłumaczyć nam, że mimo, że zapłaciliśmy za cały zestaw, te cholerne frytki wcale nam się nie należą. Pokrzyczał on, pokrzyczeliśmy my - i poszliśmy w siną dal.
Chcieliśmy się napić kawy. Ale z tym też są wieczne problemy bo w Maroko pojęcie dużej kawy jest
zupełnie obce. Bo jeśli słowo "duża" pozostawimy w domyśle kelnera to na pewno przyniesie nam on espresso. I to nie jest najgorsze - bo jeszcze bardziej pewnym faktem jest to, ze przyniesie on na nasz stolik małą szklaneczkę bez ucha, która będzie wypełniona czarną kawą w jakiejś 1/10. Zaczeka on grzecznie aż rytualnie ją posłodzisz - powszechnie wiadomo, że ten naród bardzo lubuje się w cukrze. W każdym razie kiedy na dnie szklaneczki będziesz już miał cukier o kolorze kawy kelner z wysokości zaleje całość gorącym mlekiem. I raczej nie jest to mleko UHT z kartonika bo jego zapach jest o wiele bardziej intensywny. I smak również - cały ten deserek jest bardzo smaczny. Marokańskie mleko z kawą w czystej postaci.
Jednak my jesteśmy przykładem na zupełnych dziwaków bo nie dość, że kawy nie słodzimy wcale to jeszcze chcielibyśmy taką w wersji bez mleka. Cel prawie nieosiągalny, ale Chefchaouen w tej kwestii porządnie nas zaskoczyło. W końcu podano nam klasyczną americanę!
Jeśli chodzi o te mniej turystyczne miejsca to w tym mieście one praktycznie nie istnieją. Jest ono jak nasze polskie nadmorskie miasteczka w czasie trwającego sezonu. Albo kurorty w górach pokroju Polanicy czy Kudowy Zdroju. Owszem jest tam prześlicznie, ale prawdy w tym wszystkim zero.
Dodam jedynie, że podczas pakowania się przeglądałam również paszport. Czy ktoś miły w recepcji na przykład nie zechciał go uszkodzić (takie sytuacje się zdarzają) i natrafiłam - całe szczęście, że ja, a nie celnik - na ślady haszyszu na nim. Był on tym upaprany. Najwyraźniej recepcjonista spisywał nasze dokumenty chwile po zrolowaniu jointa. Cóż... Zmroziło nas - wcale tego nie ukrywamy.
Coraz bardziej lubię tu zaglądać! Dzięki za odwiedziny - pozdrawiam ; )
OdpowiedzUsuńCieszy nas ten fakt ;) Również pozdrawiamy ;)
UsuńŚwietne zdjęcia, lubię czytać Waszego bloga :)
OdpowiedzUsuń