niedziela, 4 maja 2014

"Jestem turystą! Totalnym frajerem!"

Nie musimy czekać zbyt długo by przekonać się o tym, że gość z hotelu nie kłamał. Oddaliliśmy się od
głównej ulicy tylko trochę, a już jakiś życzliwy Marokańczyk bardzo chciał nam pokazać jak bardzo tradycyjna jest jego rodzina. Był nawet bardziej nachalny niż ten z opisów. Nazywał Adasia Ali-Babą i ciągnąc go oburącz ciągle coś bełkotał o tradycjonalizmie i o tym, że nie chce on nas nawet złamanego grosza. Gdyby nie to, że byliśmy świeżo po wykładzie o takich osobach uleglibyśmy pewnie jego urokowi, ale dzięki recepcjoniście byliśmy nieugięci. Po półgodzinnych zmaganiach z natrętem w końcu odpuścił.

Nie dano nam jednak ani chwili wytchnienia. Zaraz po tym zdarzeniu od razu zaczęli napadać nas przewodnicy. Jeden po drugim. I tak bardzo skutecznie gubiliśmy ich w tłumie, że aż sami się w końcu zgubiliśmy. I tak oto trafiliśmy na miejscowy suk. Czyli nic innego jak arabski bazar. Maroko leży w Afryce Północnej więc suki w jego większych miastach odbywają się codziennie. Nie mam pojęcia z czego wynika ta zależność. Może to wpływ turystyki, a może faktycznie tradycji. Na marokańskich wsiach sprawa ma się inaczej bo suk odbywa się raz, dwa razy w tygodniu. Nie żebym zrzędziła, ale tutaj raz jeszcze mogłabym zadać pytanie dotyczące turystyki i tradycji...

Suk prawie zawsze wygląda tak samo - wąskie uliczki wypełniają stragany i sklepy znajdujące się na świeżym powietrzu - chociaż z tym świeżym powietrzem to ja też bym tak nie szalała - często całe
targowisko zasłonięte jest czymś na wzór słomianej płachty. Przechodząc przez targowiska gdyby tak usunąć ze straganów wszystko co "made in china" można by odnieść wrażenie, że odnalazło się wehikuł czasu. Stare zabytkowe ulice i ci sprzedawcy - wszyscy ubrani w stylizowane na starocie stroje... coś pięknego! Przynajmniej dopóki nie wylezą zza stoiska i nie pokażą swoich nowych jeansowych krótkich spodenek.



Może ja narzekam, ale naprawdę w Maroko można odnieść wrażenie, że wszyscy chcą zrobić z europejskiego turysty totalnego frajera wierzącego w każdą bzdurę.

Na suku można odnaleźć praktycznie wszystko. Od biżuterii z mosiądzu aż po srebrną i złotą, dywany wszelkiej maści, piękne koce podobno wytwarzane ręcznie... Idąc dalej można natknąć się na artystów sprzedających  swoją sztukę dopiero wyjętą spod własnej dłoni. W części restauracyjnej targu stragany kuszą miodowym ciastem, pieczonym mięsem przyprawionym wszystkim co tradycyjne i naturalne. Zewsząd dobiega zapach tażin przygotowywanego na wiele sposobów. To z mięsem, to z rybą, a to z samymi warzywami...

Wy też zdążyliście odnieść wrażenie, że w Fez mają po prostu hopla na punkcie bycia tradycyjnym? A przynajmniej na odgrywaniu roli takiego...

Idziemy tymi uliczkami mijając kolejno suki pantofli - wyjątkowo brzydkich z resztą i drogich, suki henny i innych kosmetyków, suk stolarski, skórzany, wcześniej wspomniany suk z biżuterią....

A potem kończą nam się papierosy. Odnajdujemy więc "kartonowy sklep" z fajkami i się zaczyna....
Sprzedawcy jednak od razu wycenili naszą europejską wartość i zawyżyli cenę kilkakrotnie. To co wczoraj kupiliśmy za 10 MAD, dziś miało kosztować 50 MAD? O nie! No zaczęliśmy się sprzeczać. Handlarze starali się nam udowodnić to, że nie mamy racji, my zaś wręcz przeciwnie. Z drobnej kłótni wybuchła troszkę większa i zaczęliśmy się wzajemnie przekrzykiwać na zmianę udowadniając sobie swoje rację i śmiejąc się z siebie nawzajem... Na ulicy było słychać tylko nas, a co za tym idzie krzyk zmieniający się co jakiś czas w śmiech. Jeden ze sprzedawców zauważył, że Adaś w kieszeni ma schowany nóż. Ot zwyczajna mała zwyczajna finka do smarowania chleba. Nigdy nie pomyślałabym, że może ona wywołać aż taki atak śmiechu u kogokolwiek, ale właśnie tak było - sprzedawca, który ją dojrzał zaczął się słaniać na nogach ze śmiechu wrzeszcząc:

- On ma nóż! On ma nóż! Dajcie mu te fajki za darmo bo nas wszystkich pozabija! Hahahaha

W tym całym zamieszaniu Adaś wykrzyczał pytanie:

- Ile Ty dziś haszyszu wypaliłeś? Hahahaha


I wtedy oto słowo "haszysz" zadziałało jak hipnoza, niczym magiczne słowo klucz... I wszyscy, którzy je usłyszeli zamarli w bezruchu. Nikt już nie śmiał ani krzyczeć ani się śmieć. Wzrok całej ulicy skierowany był na nas... Nagle każdy ze sprzedawców niczym chorał zaczęli powtarzać jeden po drugim:

- ...haszysz...?
- ...haszysz...??
- ...haszysz...???


2 komentarze:

  1. Chciałabym kiedyś pojechać gdzieś w rejony Maroko. Na razie jadę na tydzień do Austrii w wakacje. Może tam będzie się działo coś ciekawego? Właściwie kim jest haszysz? Jeżeli wspominałaś o tym w innym poście to wybacz, tylko ten na razie przeczytałam T.T

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haszysz to narkotyk. Bardzo popularny w Maroko. To państwo jest jednym z największych dystrybutorów haszyszu na świecie. Coś jak marihuana. A co do Austrii - między innymi przez nią wracaliśmy więc kiedyś na pewno doczeka się osobnego wpisu ;)

      Usuń