poniedziałek, 8 września 2014

Lwów

Marszrutka dowozi nas do centrum Lwowa. Nie jest to jednak zwyczajny przejazd. Pojazd jest wypełniony
ludźmi po brzegi i kosztuje jedną hrywnę. We Wrocławiu czy innych polskich miastach mało kto tłukłby się w takim tłumie do kierowcy żeby kupić bilet. Na Ukrainie sprawa ma się tak, że ludzie podają sobie pieniądze, które lądują u kierowcy, a ten podaje bilety, które lądują u każdej jadącej osoby. Byliśmy w szoku. Przecież nie było kontroli, a nawet jeśli by była to nie zdołałaby sprawdzić wszystkich. Zapłaciliśmy, nawet nie staraliśmy się tego nie zrobić. Wszyscy tak postąpili więc... chyba by nie wypadało się wyłamywać.

Historia Lwowa jest na tyle bogata, że chcąc ją opisać tutaj przypominałoby to bardziej wpis rodem z
encyklopedii aniżeli przyjemny do poczytania post na blogu.

W okresie I wojny światowej miasto kilkakrotnie zmieniało swoich właścicieli. A gdy wojna chyliła się ku końcowi doszło do poważnego konfliktu pomiędzy ludnością polską, a ukraińską.



1 listopada 1918 roku żołnierze austro-węgierscy pochodzenia ukraińskiego wkroczyli na teren Lwowa zajmując przy tym większość najważniejszych budynków publicznych. Zaczęto też obwieszczać utworzenie Zachodnio-ukraińskiej Republiki Ludowej. Pomysł ten jednak nie przypadł do gustu polskim obywatelom Lwowa, którzy wystąpili przeciwko całemu projektowi. I tak właśnie rozpoczęła się Bitwa o Lwów, w której śmierć poniosło wielu młodych ludzi. Zbyt młodych. Wśród nich znalazł się trzynastoletni Antonii Petrykiewicz - najmłodszy w historii, który został odznaczony Orderem Virtuti Militari.

Początkowo Lwowa bronili ochotnicy składający się głównie z młodzieży, robotników oraz kobiet. W późniejszym okresie dostali oni wsparcie ze strony wojska polskiego. Ostatecznie wojska ukraińskie wycofały się z walk 22 maja '19 roku.

Lwów w okresie międzywojennym był trzecim w kolejności miastem ze względu na liczbę zamieszkujących go ludzi. Sytuacja jednak zmieniła się gdy wielu jego mieszkańców wyemigrowało.



Dziś Lwów jest miastem należącym do Ukrainy.
Rzecz jasna wielu Polaków nazywa to miasto swoim, a Ukraińcy z kolei nie dopuszczają choćby myśli o tym, że ich miasto było niegdyś polskim. Przez ten niemy spór na ulicach miasta panuje specyficzny klimat. Ukraińcy nie zawsze przyjaźnie reagują na Polaków. Częstym jest to, że gdy Lwowian zapyta się o drogę Ci nawet nie przystaną na chwilę, po prostu miną pytającego tak jakby był powietrzem. A Polacy przyjeżdżający do Lwowa z kolei często panoszą się jak po własnym domu. Tak Lwów był Polski - to niezaprzeczalne. W wielu miejscach widać cienie po polskich szyldach, a na archiwalnych fotografiach widać bardzo dokładnie polskie nazwiska w nazwach sklepów. Nie mniej - teraz jest to teren Ukrainy. Staram się być neutralna w tym temacie.

Wrocław kiedyś też był niemiecki, a przecież często irytują nas Niemcy, którzy odwiedzając Wrocław panoszą się jak po własnym podwórku. Bo to jest teraz Polska. Sądzę, że pewien dystans powinien zostać zachowany. Temat jest jednak na tyle "niebezpieczny", że wolę go nie kontynuować.

We Lwowie nie ma wieżowców, ani zbyt wielu nowoczesnych budynków. Często widać znamiona walk na domach. Kamienice są stare, a ich wnętrza często mają zapach wilgoci. Ulice co prawda są remontowane, ale i tak większość z nich jest w kiepskim stanie. Ludzie korzystają z budek telefonicznych, a turystyka choć kwitnie - nie razi tak jak w innych komercyjnych miastach Europy. Owszem - możesz sobie zrobić zdjęcie z dziewczyną przepraną za matrioszkę, albo potrzymać na ręku orła. Musisz też za to zapłacić. Ale możesz też uciec na pchli targ nieopodal rynku. Tak właśnie zrobiliśmy. Udało nam się nawet zdobyć drobny skarb. Za 17 hrywien weszliśmy w posiadanie dwóch książek Arkadego Fiedlera - "Piękna, straszna Amazonia" (wydanie z roku '71) oraz "Ryby śpiewają w Ukajali" (wydana w roku '69).


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz