poniedziałek, 22 września 2014

Kultura i Nauka

Zarzekaliśmy się, że gdy już wrócimy do Polski to będziemy spali do oporu. Twierdziliśmy, że nie będzie
takiej siły, która zdołałaby nas wyciągnąć z łóżka przed dwunastą. Byliśmy zmęczeni - więc nasze dyskusje na temat spokojnego snu, który mógł trwać dłużej niż przez ostatnie trzy miesiące - były całkowicie uzasadnione. O długim śnie jednak było najwięcej gadania, bo w praktyce wyszło zupełnie inaczej...

Popadaliśmy niczym konie po westernie jeszcze przed północą. Pamiętam jak dziś to uczucie, że śpi się tak bardzo zdrowym snem - będąc czystym, leżąc w czystej pościeli i będąc świadomym tego, że rano nie trzeba się zrywać skoro świt (nie żebyśmy tego nie lubili ;)) ... Nie nastawialiśmy budzików. Było nam ciepło. Sielanka po prostu...

Z niewiadomych przyczyn kilka minut po godzinie szóstej rano oboje byliśmy na równych nogach. Nie, nic nas nie obudziło. Nie było żadnego hałasu ani powodu, dla którego wstaliśmy tak wcześnie. Po prostu tak zadziałał nasz zegar biologiczny. Przez trzy miesiące nasz sen wiązał się w jakiś sposób ze stresem i kończył kiedy tylko pojawiły się pierwsze promienie słońca. Nasz organizm zareagował po prostu tak tak reagować musiał prze ostatnie kilka miesięcy.



Tak więc na nogach byliśmy wcześniej niż sama Ewa wstawała do pracy. Była dość mocno zaskoczona tym,
że pozrywaliśmy się tak wcześnie. Wyjaśniliśmy więc na czym rzecz polega i zabraliśmy się za robienie śniadania. Mieliśmy w planie jechać do Warszawy. I tak też zrobiliśmy.

Dojechanie z Mińska Mazowieckiego do stolicy nie stanowi większego problemu. Wystarczy wydostać się na koniec miasta i poczekać na litościwego kierowcę, który zdecyduję się przygarnąć autostopowiczów pod dach swojego samochodu. Ruch na wyjeździe do Warszawy zawsze jest spory więc szybko można się załapać. Gorzej jest z powrotem. Bo wydostanie się na wylot z Warszawy do Mińska... Powiem tak - jeśli czas człowieka choć trochę goni z jakiegoś powodu to... weźcie busa.

Z kierowcą, który zdecydował się nas podrzucić dojeżdżamy pod Pałac Kultury i Nauki. I tam właśnie rozpoczynamy wędrówkę po stolicy naszego kraju. Stajemy pod tym liczącym czterdzieści cztery piętra budynkiem. Jest on najwyższym w Polsce i mierzy 237 metry (wysokość całkowita). Istnieje możliwość wjechania na trzydzieste piętro i obejrzenia Warszawy z wysokości ponad stu metrów - przeżycie podobno niesamowite, ale nas niestety nie było na nie stać.

Wieżowiec wybudowany został jako podarunek od narodów radzieckich dla Polski, a jego pomysłodawcą był Józef Stalin. Dlatego też początkowo pałac nosił jego imię. Już w rok po zakończeniu  budowy wieżowca spadła na niego plaga samobójców. Cóż... Najwidoczniej 30 piętro Pałacu Kultury i Nauki nie dla wszystkich było jedynie dobrym punktem widokowym.

Jeśli chodzi o historię to uważam, że każdy zainteresowany tematem znajdzie wiele informacji na jego temat gdy tylko wpisze w swoją wyszukiwarkę to hasło. Informacji bowiem jest tak dużo, że ciężko byłoby wybrać te najważniejsze.

Jeśli chodzi o nasze odczucia. Być może nie jesteśmy przesadnie wrażliwi na sztukę, a może po prostu pałac
dziełem sztuki nie jest? Jest wielki. Właściwie ogromny. Stanowi jeden z wielu punktów orientacyjnych w Warszawie... I właściwie tyle. Na kolana nas nie powalił. Nasi znajomi twierdzą, że mamy takie zdanie przez to, że nie postanowiliśmy wjechać na górę. Być może mają racje - przyszłość pokaże. Jak na razie jednak - oboje uważamy, że widzieliśmy piękniejsze rzeczy na świecie.

Krążąc pod wieżowcem dopadła nas schorowana kobieta. Większą część jej choroby stanowił zapewne alkoholizm, ale oprócz tego była mocno potłuczona i o ile dobrze pamiętam miała złamaną nogę. Nie była pijana - była głodna. Może byliśmy naiwni dając jej trochę pieniędzy, których sami nie mieliśmy, ale nie potrafiliśmy odmówić. Sami przecież doświadczyliśmy w drodze takiej ilości pomocy, że grzechem byłoby jej odmówić. Bez względu na to na co wydała te pieniądze - poszły za pewne na to co było jej wtedy potrzebne. Nie wyglądała na osobę zdolną do pracy.

Ludzie mierzyli nas wzrokiem jakbyśmy robili coś złego kiedy podawaliśmy jej drobne. Omijali kobietę łukiem tak jakby brzydzili się oddychać z nią tym samym powietrzem. A Pałac Kultury i Nauki górował nad tym wszystkim i wydawało nam się, że gdyby mógł przemówić to powiedziałby:

"Ludzie powinni nauczyć się współczuć i być kulturalnymi wobec osób potrzebujących ich pomocy."


4 komentarze:

  1. Kim jest kolega podróżujący z wami po Warszawie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To kuzyn Adasia który częściowo towarzyszył nam przy zwiedzaniu stolicy ;)

      Usuń
  2. Piotrek Gołacki25 września 2014 16:50

    Ja uważam że Pałac Kultury i Nauki jest świetnym budynkiem i nadaje niepowtarzalny klimat i jest ciekawszy niż wszystkie inne bezduszne drapacze chmur w Warszawie :)

    OdpowiedzUsuń