wtorek, 23 września 2014

Zwierzaki Łazienkowskie

 Warszawa nie urzekła nas ani trochę. Chciałbym móc napisać o uroczych uliczkach, zgrabnych kamienicach
i uprzejmych, miłych ludziach, ale choćbym nie wiem jak naciągała fakty - nie da się. Wieżowce wyrastają w centrum stolicy niwecząc całkowicie jej wszelki urok. Bardzo ucierpiała w czasie II wojny światowej co niestety też nie dodaje jej piękna.. Ale nie w tym leży największy problem związany ze stolicą. A gdzie? W mentalności ludzi. Wszyscy gdzieś biegną, spieszą się i denerwują. Większość osób na ulicach jest ubrana tak jakby za chwilę mieli iść na jakieś
spotkanie biznesowe. Zero luzu. Właściwie nie ma w tym nic złego, ale nie przywykliśmy do takiego widoku i wzajemnej znieczulicy. Większość czasu spędzamy we Wrocławiu. A tam nikogo nie dziwi to, że ktoś zasuwa po rynku w różowym szlafroku, wskakuje do fontanny czy mimo kompletnego braku talentu śpiewa coś w celach zarobkowych. Ba! Jeszcze zarobi! Bo większość wrzuci złotówkę tylko po to by skończył wyć...

Adaś wziął mnie "na barana" i zaczęliśmy szukać drogi wiodącej do Łazienek Królewskich. To był jeden z
tych punktów, które uznaliśmy za obowiązkowe. W każdym razie zapytałam jednego z przechodniów na ulicy o drogę. Spojrzał na nas tak, jak gdybyśmy byli co najmniej upośledzeni, zmierzył wzrokiem, burknął coś pod nosem (brzmiało to jak bardziej dystyngowana forma słowa na "s", które oznacza "idź sobie") i odszedł kręcąc głową na boki.

... w chwilę potem do nas dotarło, że chyba chodziło mu o nasze nad wyraz niepoważne zachowanie. Wszak "żuraw" pytający o drogę był bardzo głupim i dziecinnym pomysłem.

Na szczęście humor poprawił nam się dość szybko. Zobaczyliśmy bowiem dosyć specyficznego artystę koło zejścia do warszawskiego metra, który grał na...krześle. I powiem Wam szczerze, że robił to całkiem nieźle.

Do rzeczy. Udało nam się w końcu dotrzeć do tej osławionej letniej rezydencji Królów Polski. Czym to tak
właściwie jest? Może zacznijmy od tego skąd się wzięła nazwa "Łazienki", która tak wszystkich zawsze bawiła w czasach szkolnych. Nie ma tutaj większej filozofii. Łazienki Królewskie zaczęto Łazienkami nazywać ze względu na budynek Łaźni mieszczący się w zespole pałacowo-parkowym. Jest on wykonany w stylu barokowym i stoi w tamtym miejscu od roku 1689 (kiedy to zakończono jego budowę). W późniejszych latach posiadłość była coraz bardziej rozbudowywana. Budynek Łaźni został przebudowany i ewoluował w pałac wykonany w stylu klasycystycznym. Pałac Łazienkowski do dnia dzisiejszego jest głównym punktem dla zwiedzających to miejsce.


Urocze alejki, cień drzew, wyglądający spomiędzy nich Pałac na Wodzie... Balsam dla duszy. Park ten jest tak piękny, że można zapomnieć o tym, że jest się w Warszawie, która - jak już mówiłam - nas na kolana nie powala. Można tam po prostu pójść na spacer i czerpać satysfakcję z tego, że spaceruje się po miejscu, które w przeszłości dostępne było jedynie dla przedstawicieli klas wyższych. Można też wejść do wnętrza pałacu i nacieszyć oczy dziełami Rembrandta, my jednak znaleźliśmy coś co dużo bardziej przykuło naszą uwagę...

I były to zwierzęta. W Łazienkach spotkać możemy wiele gatunków. Od tych, które oglądać możemy w zoo
- jak pawie, poprzez te, które zdarza się zobaczyć bardzo rzadko i raczej w liczbie pojedynczej - jak wiewiórki. Można też przyuważyć tam sarenkę, która jest podrzutkiem i jest jedyną przedstawicielką swojego gatunku w tamtym miejscu.

Przyznaję, że zamieniłam się na chwilę w totalne dziecko. Chciałam znaleźć pawie piórko, ale niestety - nie jest to takie proste. Nie mniej - biegałam za tymi kolorowymi indykami jak pięciolatka. Zafascynowana tym, że pomiędzy przestrzenią moją, a tej ptaszyny nie ma krat jak w ogrodach zoologicznych. Adaś przyglądał się temu i pękał ze śmiechu robiąc zdjęcia. Nie dajcie się jednak zwieźć! On również miał chrapkę na to by dotknąć tej egzotyki. Biedne te pawie... wszak nie tylko my urządziliśmy sobie na nie "polowanie".

Wiewiórki nie miały z nami lepiej niż pawie. Byliśmy nimi zachwyceni. Niektóre wbiegały na moje nogi, inne ufnie podchodziły by odebrać z naszych rąk orzeszki. Rude, zwinne, słodkie jak diabli stworzonka.

A sarenka? Widzieliśmy ją i podobnie jak w przypadku innych zwierząt nie mogliśmy się opanować by jej nie pogłaskać. Tak wiem jakie to głupie, ale to było silniejsze od nas... Ona jednak nie była ufna i uciekała. Zostawiliśmy więc ją w spokoju by mogła dalej skubać sobie trawę z królewskich posesji ;)

Innymi słowy - Łazienki to przepiękne miejsce! Bez dwóch zdać i żadnego "ale".














6 komentarzy:

  1. Piotrek Gołacki25 września 2014 16:55

    Ja tam lubię Warszawę, chyba właśnie na jej wielkomiejski styl. To jest właśnie fajne w różnych miastach, że każde ma swój niepowtarzalny klimat :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż... Każdy z nas jest inny i ma różne zdanie na dany temat. I to jest właśnie piękne ;) A co do miast... Zgadza się. Nam osobiści bardziej odpowiada klimat panujący we Wrocławiu i Gdańsku na przykład ;)

      Usuń
    2. Nie jestem zdania, że po jak sądzę jednodniowej wizycie można wydawać jakiekolwiek wiążące opinie na temat "klimatu" panującego w danym mieście. Minimum na wydanie opinii to raczej co najmniej tydzień pobytu. Ja mieszkam w W-wie większość swego życia - a poznaję ją nadal. I potrafi zauroczyć nadal. I pełno tu magicznych uliczek, klimatów..Ale na to nie wystarczy jedna, jednak pobieżna wizyta, i spotkanie danego dnia przypadkowych ludzi by móc się wypowiadać.

      Usuń
    3. Więc może inaczej... Nie wywarła na nas pierwszego dobrego wrażenia. Nie upieramy się wcale, że gdybyśmy spędzili w niej dłuższy czas nie zmienilibyśmy zdania ;)

      Usuń
  2. Ja też nie lubię Warszawy. Jest brzydka. Przeważnie. Wolę Wrocław, gdzie wiele zostało zachowane pomimo wojny. Po prostu jest ładniejszy pod względem architektonicznym. Oczywiście nie jest to wina Warszawy, że tak zniszczono podczas wojny. A ludzie? To prawda, że w każdym rejonie są inni. I każdemu co innego pasuje. Te różnice właśnie sprawiają, ze wyrabiamy sobie opinię. Ja na przykład uważam górali za materialistów. Uważam, że ludzie tam nastawieni są na zyski, a do człowieka podchodzą jak do interesu. Byłem kilka razy w górach i to mi wystarczyło, żeby sobie taką opinię wyrobić. No bo ile razy mam tam jechać i wracać z pustym portfelem, żeby wyrobić sobie takie zdanie? Myślę, że nawet raz wystarczy. Nie prawdą jest więc, że spotkanie paru osób i jednorazowa wizyta w jakimkolwiek miejscu nie daje prawa do oceny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznaję rację, nasza opinia wybudowana była na właśnie tych kilku chwilach w tym mieście ;)

      Usuń