poniedziałek, 9 czerwca 2014

Asilah po raz drugi

Gdy dojechaliśmy do Asilah od razu skierowaliśmy się do pensjonatu, w którym spaliśmy dwa tygodnie wcześniej. W recepcji zastaliśmy tego samego - jedynego z resztą - pracownika. Ucieszył się na nasz widok, ale nie był nim zaskoczony. Usiadł w fotelu i wspomagając się fajką zaczął wypytywać nas o to co widzieliśmy w Maroko. Podczas gdy my wymienialiśmy kolejne miasta i odwiedzone przez nas miejsca on coraz bardziej pogrążał się stanie jaki wywoływało u niego palenie haszyszu. Milknął, chwile potem rozbrzmiewał śmiechem i tak na zmianę.

Tym razem jednak nie udało się mu namówić nas na wynajęcie pokoju. Zaoszczędziliśmy całe 4 euro na tym, że zamiast łóżka dostaliśmy dwa materace, które rozłożyliśmy na dachu pensjonatu. 

Wyszliśmy na spacer, który zaowocować miał zdjęciami, o których wspominałam w poprzednim wpisie. Choć wolelibyśmy oboje żeby nie było co uwieczniać - śmietnisko jakim były tamtejsze ulice uwiecznienia wymagały. Problem, bądź też jego brak - w tym wypadku wszystko zależy od punktu widzenia - polegał na tym, że w mieście wcale nie było brudno. Przynajmniej w porównaniu z tym jak wyglądało ono podczas naszej ostatniej wizyty.

Wiecie jakie to dziwne uczucie gdy będąc w jednym z miast znajdujących się na terenie Afryki nie musicie pytać nikogo o drogę bo wiecie gdzie iść? Takiego właśnie uczucia doświadczyliśmy w Asilah. Po prostu znaliśmy to miejsce na tyle by nie mieć problemów z poruszaniem się po nim. Poszliśmy więc w kierunku mediny i rozglądaliśmy się w poszukiwaniu tego co widzieliśmy tutaj poprzednim razem.

Właściwie - to dobrze, że ulice nie tonęły w śmieciach. I jeszcze lepiej, że dzięki temu nie chciało nam się chwilę wymiotować przez ich zapach. Skąd ta nagła zmiana? Z czego wynikał tamten syf, albo... jaki jest powód tego porządku? - zastanawialiśmy się. 

Kiedy weszliśmy do starej części miasta po kilku minutach zaczepił nas znany nam już mężczyzna. Tez sam, który pomógł nam zaopatrzyć się w mapę Maroko. Przywitał nas bardzo miło. Nazwał nas swoimi przyjaciółmi, zaproponował pokój do wynajęcia, haszysz i praktycznie wszystko czego tylko sobie zażyczymy. Zrobił dokładnie to samo co dwa tygodnie wcześniej. Powiedział wszystko w ten sam sposób i zapewne tej samej kolejności. Postępował tak po prostu ze wszystkimi turystami odwiedzającymi Maroko. 
Jakież ogromne było jego zdziwienie gdy zapytałam:

- Czy Ty nas pamiętasz?
- Nie. Nie mogę Was pamiętać. Moi drodzy przyjaciele... Mam do wynajęcia piękny apartament... - kontynuował swój monolog.

- Masz na imię Omad. Prawda?
- Tak... - wyraźnie się zmieszał.
- Jesteśmy z Polski. Dwa tygodnie temu pomogłeś nam przy zakupie mapy Maroko.
- Tak! Pamiętam! Mam do wynajęcia... - to co powiedział jednak dość mocno mijać się musiało z prawdą. Nie wyglądało na to by faktycznie nas pamiętał. Nic nie przeszkadzało jednak b dalej próbować namówić nas do wynajęcia swojego apartamentu.... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz