- Jak zejdziesz na dół! Po lewej stronie za drzwiami! Włącznik! I włącz światło od razu! Bo inaczej dziadek podejdzie!
Dziadek zajmował fotel w miejscu znajdującym się dokładnie na przeciwko łazienki. W dodatku wpatrywał się w drzwi tak jakby były one telewizorem. Swoją drogą - był szczęśliwym posiadaczem odbiornika telewizyjnego, ale najwidoczniej drzwi były dla niego atrakcyjniejsze. Kciukami zataczał kółka, tak, że resztę dłoni miał zaplecione o siebie. A gdy tylko zauważył, że chwilkę zastanawiam się gdzie jest włącznik światła, o którym mówił Adaś poderwał się z fotela i zaczął iść w moją stronę. Wtedy uwierzyłam w dwie rzeczy - w to, że Adaś miał rację i że należało szybciej szukać tego pstryczka oraz w to, że zombie naprawdę istnieją.
Następną trudnością stojącą na mojej drodze do bycia czystą były drzwi. Były one trochę większe niż futryna i lekko zgniłe więc siłą rzeczy lepiły się odrobinę. Klamka ledwie trzymała się na swoim miejscu, więc w obawie, że mogłabym ją niechcący urwać starałam się być delikatna. Pięć minut szarpania się z tymi przeklętymi drzwiami jednak dały mi popalić i w pewnym momencie odwróciłam się i spojrzałam na recepcjonistę. Skinęłam głową w taki sposób jakbym pytała " - Mogę?", a on zrobił to samo pozwalając mi tym samy na wyważenie drzwi butem. Poskutkowało.
Myślicie, że to koniec? Nic z tych rzeczy. Po wejściu do tego śmierdzącego fekaliami pomieszczenia drzwi
trzeba było jeszcze zamknąć. To jest najpierw przyłożyć z całej siły z buta, a potem znaleźć jakiś - najlepiej magiczny - sposób na wypełnienie szpary pomiędzy ścianą, a drzwiami, która osiągała rozmiary całych czterech centymetrów. Sposób ten leżał pod zepsutą umywalką i był to odpowiednik naszej zasuwki do drzwi - dwie drewniane belki, których miejsce na drzwiach zaznaczone było poprzez cztery gwoździe, na których należało je umieścić. Skomplikowane? Jakie by to nie było - był to już koniec.
Późnym wieczorem okazało się, że nie jesteśmy jedynymi gośćmi hotelowymi. Pokój tuż obok naszego zajmował młody mężczyzna z dzieckiem. Mimo swojego młodego wieku pożegnał się on już ze swoim uzębieniem więc słowa, które wypowiadał do dzieciaka nie miały żadnej formy. Seplenienie po arabsku to dość specyficzny dźwięk - w żadnym wypadku nie należący do przyjemnych. Dziecko natomiast całą noc darło się wniebogłosy tak jakby manifestowało to, że nie podoba mu się sposób w jaki mówi do niego jego ojciec. Pokój na przeciwko zajmowała kobieta w średnim wieku. Miała ciemniejszy odcień skóry od naszego i była na prawdę bardzo brzydka. Minęliśmy się z nią kilkakrotnie na korytarzyku i wydawało nam się, że jest sama. Jednak okrzyki jakie dochodziły potem zza ścian jej pokoju świadczyły o tym, że wykorzystała ona to, że starzec na recepcji jest przygłuchy i prawie niewidomy i zaprosiła do siebie gościa - jak mniemam płci męskiej.
Można było oszaleć od tego co słyszeliśmy za ścianami, a gdy za oknem jakiś pies zaczął wyć i skomleć w sposób taki jak gdyby ktoś obdzierał go żywcem ze skóry chyba nawet na chwilę oszaleliśmy...
Rano bardzo entuzjastycznie opuściliśmy hotel, trup-dziadka i całą zgraję gości hotelowych, którzy byli co najmniej dziwni. Bez słowa udaliśmy się na wylotówkę do Tanger.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz