niedziela, 1 czerwca 2014

Maroko jak u Alfreda Hitchcock'a

Lekko zdezorientowani udajemy się do swojego lokum. Siadamy na śmierdzącym łóżku i chwytamy się na głowy. Właściwie nie mówimy nic. Kontaktujemy się ze sobą jedynie przy pomocy wymownych spojrzeń. Poważnie zaczynamy zastanawiać się nad tym czy faktycznie wszystko jest w porządku. Czy rzeczywiście w mieście dzieje się coś dziwnego czy też wszystko co wydaje się nam dziwne jest całkiem normalne. Zaczynamy podejrzewać się o jakiś drobny obłęd i to, że popadamy w paranoje. Z drugiej strony zdrowy rozsądek podpowiada nam, że nie ma ku temu powodów. Nie jesteśmy aż tak zmęczeni by tak się działo. Nie jesteśmy chorzy. Nie towarzyszy nam żadna gorączka.

Gdy udaje nam się sobie wytłumaczyć, że problem nie tkwi w nas postanawiamy sprawdzić co się stanie jeśli
raz jeszcze opuścimy hotel. Nordin żegna nas swoim wesołym okrzykiem, a wcześniej wspomniani Hiszpanie zatrzymują nas i pytają czy nie boimy się tak późno wychodzić na ulice. Tłumaczymy, że nie będziemy kręcić się po medinie, a jedynie przespacerujemy się po głównym placu. W trakcie rozmowy oni również wspominają o tym, że czują się dziwnie w Tetuanie. Mówią o dziwnym ludzkim wzroku, który na sobie czują i o serii dziwnych sytuacji, w których się znaleźli.

Na ulicy był spory tłum. Nie przypominam sobie żeby działo się wtedy coś specjalnego. Raczej po prostu był to wynik wąskich ulic w połączeniu z turystami. Stanęliśmy na chwilę w korku. Nagle poczułam, że ktoś mocno szturchnął mnie w plecy. Chwile potem zza mnie wybiegło dwóch małych chłopców. Rzecz normalna. Dzieciaki pewnie bawiły się w berka i przez przypadek dostałam łokciem któregoś z nich. Zignorowałam sprawę i nawet nie wspomniałam o tym zwyczajnym incydencie Adasiowi.
Mija niespełna trzy minuty kiedy ta sama para dzieci znów przebiega obok nas i po raz kolejny mnie szturchają. Ale właściwie... no staliśmy wciąż w prawie tym samym punkcie więc wciąż był to pewnie wynik zabawy.


Korek ruszył, a my przeszliśmy sporo dalej. Stanęliśmy w kolejce do sklepu celem kupienia coca-coli. Wtedy chłopcy znów przebiegli obok nas tym razem uderzając mnie na prawdę mocno. Gwałtownie odwróciłam się szepcąc pod nosem jakiś wulgaryzm i wzrokiem szukając sprawców mojego strzępienia języka. Stali kilka metrów za nami i obserwowali co zrobię. Adaś od razu zapytał co się stało. Opowiedziałam mu o zdarzeniu. Jednakże to tylko dzieci - no przecież pewnie się bawią. Sytuacja powtarza się jednak coraz częściej. Chłopcy wyraźnie za nami chodzą i czegoś chcą. Gdy zaczynamy iść w ich kierunku uciekają przed nami zawsze prowadząc nas w jedną konkretną stronę. Na chłopski rozum - większość facetów w takiej sytuacji zareagowałaby w jednakowy sposób - przegoniłaby dokuczliwą gówniarzerię. Wystarczyłoby kilka stanowczych kroków w ich stronę. Co zabawne - ja wtedy na chwilę zostałabym sama.

Zaczynając myśleć, że ześwirowaliśmy z tym snuciem teorii spiskowych postanowiliśmy zrobić mistyfikację
takiej sytuacji. Miało to jedynie wyglądać tak jakby Adaś zamierzał przegonić dzieciaki. Oddalił się ode mnie zaledwie kilka kroków kiedy zauważyłam Mustafę idącego w moim kierunku, który był też kierunkiem hotelu Africa. Adaś wrócił nim ten zdążył do mnie podejść. Był zmieszany. W trójkę wróciliśmy.

Może i jesteśmy świrami, a sama sytuacja była czystym przypadkiem, ale chyba sami przyznacie, że była dość ... dziwna?

Jakby tego było mało gdy obwieszczamy, że wyjeżdżamy kolejnego dnia Mustafa robi wszystko by tak się nie stało. W efekcie pokrywając połowę ceny kolejnego noclegu i zapraszając nas na obiad kolejnego popołudnia. Zgadzamy się - tak z powodów krystalicznie czystej "polaczkowośći" inaczej zwanej materializmem.

Idziemy się wykąpać i z mocnym postanowieniem długiego i smacznego snu udajemy się na górę. Nie dane nam jest jednak spać. Tuż za nami po schodach wspina się Nordin i zaprasza nas na wspólne palenie. On jara kolejną tego dnia porcja haszyszu czy też marihuany, a my kolejną paczkę fajek. Oglądamy wspólnie gwiazdy i rozmawiamy o wielu rzeczach kiedy ten zaczyna mówić, że rano wyjeżdża na wybrzeże, a opiekę nad hotelem pozostawia Mustafie. Mówi też, że Mustafa to nie jego pracownik, a przyjaciel, który pomaga mu w prowadzeniu interesu. Na co dzień prowadzi on dobrze prosperującą firmę, zarabia dużo pieniędzy i ma własny dom. Oprócz tego ma dobrą rodzinę i całą resztę asów w rękawie. Potem Nordin wraca do tematu swojego wyjazdu. Opowiada, że jest to jakiś wyjazd, w którym udział biorą jedynie mężczyźni i że bardzo chciałby żeby Adaś mu potowarzyszył.

No tak... A ja miałbym zostać sama w hotelu z Mustafą, który właśnie został przedstawiony jako najlepsza partia w mieście, nie?

Odmawiamy i do reszty skołowani idziemy spać.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz