środa, 23 lipca 2014

Gospodarstwo ekologiczne

Po kolacji, którą dostaliśmy od kelnera w barze usiedliśmy na chodniku. Oparliśmy się o budynek za nami i
dogorywaliśmy czekając na chwilę gdy znów będziemy mogli się poruszać. Byliśmy przejedzeni. A do tego tkwiliśmy w ciężkim szoku. Tyle serdeczności i bezinteresowności nie doświadczyliśmy nigdy. Ta podróż była obfita w niemożliwe sytuacje - jednak to co działo się wtedy przekraczało nawet nasze pojęcie. Nasz Anioł Stróż nieustannie trzymał nad nami pieczę. Umierał chyba z przepracowania, ale był skuteczny.

Skończył nam się wtedy tytoń. Zamierzaliśmy go kupić, ale w wioseczce, e której byliśmy nie było sklepu odpowiedzialnego za sprzedaż tytoniu. Obok nas przechodził mężczyzna palący papierosa. Zapytaliśmy czy nie mógłby nas jednym poczęstować, albo chociaż sprzedać nam jedną sztukę. Odpowiedział, że chętnie by to zrobił, ale wychodząc z domu wziął tylko jednego. Wrócił jednak po około dziesięciu minutach i wręczył nam paczkę po filterkach, odrobinę tytoniu i kilka bibułek. Byliśmy więc już w szoku kompletnym. Podziękowaliśmy, gość odszedł w siną dal, a my otworzyliśmy paczuszkę i...

...zbledliśmy.


Główną jej zawartością była marihuana. Jej intensywny zapach momentalnie zawładnął całą ulicą. Trzymaliśmy w rękach dwa gigantyczne topy. I tak sobie myślę, że to, że dostaliśmy jedzenie, wodę czy wskazano nam idealne miejsce by się rozbić było zaskakujące, ale żeby "radość" na ulicy rozdawali to już drobna przesada.

Pewnie zauważyliście już, że średnio zainteresowani jesteśmy paleniem haszu czy maryśki. Ale wyrzucenie tego ot tak po prostu na ulice nie byłoby zbyt mądrym pomysłem. Co zrobiliśmy? Uratowaliśmy dzień, lub nawet kilka - zważając na ilość zielska i oddaliśmy zbędną nam zupełnie radochę bandzie punków, których spotkaliśmy. Czy byli zaskoczeni? Jasne, że tak! Może nawet trochę wystraszeni, ale prezent przyjęli i oddalili się w trybie natychmiastowym.

My również opuszczamy czym prędzej miasto. Tego typu podarunki nie zaliczają się do działu normalnych i
codziennych więc w obawie o to, że zaraz zainteresuje się nami policja znikamy. Na stopa zabiera nas przemiła młoda dziewczyna. W trakcie rozmowy mówi, że jej znajomi mają gospodarstwo ekologiczne na obrzeżach miasta. Proponuje nam pomoc w postaci próby załatwienia nam bezpiecznego miejsca na namiot i prysznica. Po kolejnych kilku chwilach przyjeżdża jej przyjaciółka, która odwozi nas na miejsce. Kolejne godziny upływają nam przy dźwiękach gitary i opowiadaniu o sobie. Ale nie tylko. Nasi nowi znajomi też mają sporo ciekawego do opowiedzenia. Okupują altankę i gospodarują teren w okół niej. Uprawiają warzywa, pomarańcze, oliwki i wiele innych wspaniałości. Hodują też kury - głownie na jajka. Sami robią wszelką żywność oraz kosmetyki. Tak - sami zajmują się robieniem rzeczy takich jak szampony i odżywki do włosów. W zamian za kawałek miejsca w ogródku kolejnego dnia mamy zebrać oliwki z drzew. Oni sami nie mogli się do tego zebrać od jakiegoś czasu. Szczęśliwi, że w końcu gdzieś nie wyjdziemy na darmozjadów - układamy się w namiocie i zasypiamy.


Kolejnego dnia praktycznie od razu bierzemy się do pracy. Skaczemy po drzewach pełni energii. I szczęśliwi. Po pierwsze z tego, że w końcu możemy się na coś przydać, a po drugie ze względu na to, że po raz pierwszy w życiu mieliśmy okazję zbierać oliwki. Gdy wypełniamy nimi czwarte wiadro zostajemy zawołani na śniadanie. Uraczono nas pomidorkami koktajlowymi i frytkami. Wszystko zdrowe i pyszne. Potem proponują nam byśmy zostali jeszcze jeden, dwa dni, ale my postanawiamy jechać dalej. Nie chcieliśmy nadużywać gościnności. Zostajemy odwiezieni do kolejnego miasta. I na koniec dostajemy radę. Poradzono nam byśmy udali się do placówki Czerwonego Krzyża. Oni podobno często mają do zaoferowania sporo dorywczych prac.

Postępujemy zgodnie ze wskazówkami, ale wszystko znów zbacza na zupełnie inny tor. Z Czerwonego Krzyża kierują nas na komisariat. Uprzedzają o tym, że się pojawimy więc nie mamy wyjścia. A Policja zamiast pracy wręcza nam talony na jedzenie. Protestujemy, ale na nic. Znów słyszymy tekst o tym, że policja jest od tego by nieść pomoc i zostajemy odwiezieni do knajpki, w której możemy wykorzystać talony. Dostajemy po pół bagietki z kurczakiem i kawie. Pałaszujemy w ciszy i skupieniu zupełnie nie rozumiejąc wszystkiego co dzieje się wokół nas....




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz