wtorek, 1 lipca 2014

Noc w europejskim Marrakeszu

Jak już wspomniałam w poprzednim poście gdy opuściliśmy prom na zewnątrz panował już półmrok.
Algeciras jest miastem portowym więc dzikie plaże odpadają na samym starcie. To znaczy - na pewno znalazłby się jakiś skrawek dzikiej przyrody, ale istniało prawdopodobieństwo, że zanim byśmy je znaleźli zaczęło by już świtać. Przez myśl przeszło nam również aby rozbić się w krzakach, na którymś z rond w mieście. Hiszpanie i Francuzi mają tendencję do gospodarowania powierzchni na rondach w taki sposób aby przypominały one mini parki. Z resztą - sprawa jest świetna. Wybiliśmy sobie to z głowy jednak bo zauważyliśmy, że Algeciras oblegane jest przez ludzi o drobinę ciemniejszym kolorze skóry niż nasz, którzy już od wyjścia z portu oferowali nam haszysz i inne przyjemności będące na bakier z prawem.

Nie przemawia tu przeze mnie żaden rasizm. Nie ma na świecie człowieka, do którego pałałabym
nienawiścią za fakt jakiego koloru ma skórę bądź w jakim rejonie świata się urodził. Są jednak utarte stereotypy, które zmuszają nas do myślenia w konkretny sposób. Nie zakładając przy tym, że dany człowiek jest jakimś bo urodził się w Maroko, a zakładając, że jakimś może być bo jest Marokańczykiem. Czysta profilaktyka. Wierzcie mi, że za każdym razem kiedy jesteśmy zmuszeni kierować się stereotypami modlę się by ich przedstawiciel był ich całkowitym zaprzeczeniem.



Będąc w podróży nie zacznę pić wódki z Rosjanami, bo prawdopodobnie skończy się to mega kacem i urwanym filmem - w najlepszym wypadku. Ci Rosjanie mogą mieć bardzo słabe głowy i wcale nie lubić dużo pić, ale istnieje stereotyp mówiący o tym, że Ruscy piją dużo, więc można założyć, że ci również, prawda? Ot, najprostszy i chyba najmniej inwazyjny przykład.

W każdym razie rezygnujemy z noclegu na rondzie ze względu na strasz przez byciem okradzionym. Niedaleko portu zauważamy drobny hotelik nie wyglądający na drogi. Wchodzimy więc do Marrakeszu - bo taka była jego nazwa i postanawiamy zapłacić za nocleg. Przewidujemy, że na długo zapomnimy co to jest łóżko więc fundujemy sobie ostatnią noc luksusu. Recepcjonista jest kontaktowy więc udaję nam się troszkę obniżyć cenę i wynająć prześliczny pokoik za 10 euro. Za nas oboje oczywiście.

Zostawiamy plecaki i idziemy do najbliższego supermarketu po coś do jedzenia. Jesteśmy wygłodniali jak dzikie bestie i gotowi zapłacić każdą cenę za jakąś szynkę, której właścicielka wcześniej nie wisiała przez długie godziny zawieszona na haku na targowisko, gnijąc na słońcu. "Bagietka" - brzmiało dla nas wtedy niczym imię pszennej bogini. Nie żeby i tego nie było w Maroko, bo widzieliśmy, ale chyba ani razu nie jedliśmy bo jak dziś pamiętam ślinkę cieknącą na myśl o bagietce. Keczup - nierozwodniony i bez dodatku mąki i pomidory. Do tych wszystkich dobroci dorzuciliśmy jeszcze piwo i właściwie nic więcej nie było nam potrzebne do szczęścia...

Zabraliśmy reklamówkę z naszymi zakupami i poszliśmy skonsumować wszystko nad zatokę. Dookoła jeździło sporo samochodów, ale i tak zdawało się być tak niesamowicie cicho. Wynikało to z tego, że tutaj ludzie nie używają klaksonu co dziesięć sekund...

Po posiłku wróciliśmy do hotelu. Zabraliśmy wszystko co potrzebne było do wzięcia prysznica i udaliśmy
się do łazienki. Razem. Znajdowała się ona w dużej odległości od pokoju, który wynajęliśmy więc obecność drugiej osoby nadawała poczucia bezpieczeństwa. Po kąpieli wskoczyłam w krótkie spodenki i koszulkę do spania, a Adaś w same bokserki i razem wyszliśmy z łazienki. Obrazek ten wyglądał dość jednoznacznie i bardzo zgorszył Marokańczyków, których minęliśmy na korytarzu. Nie dość, że kobieta i mężczyzna razem, to jeszcze pewno wspólnie się kąpali i jakby tego było mało to chodzą półnadzy...

No cóż... Jak byliśmy w ich kraju - zachowywaliśmy się odpowiednio. Więc była to okazja to małego rewanżu ;)

... jeśli chodzi o zdjęcia to nie są one zupełnie odzwierciedleniem tego czego dotyczy tekst. Są zbiorem fotografii z Hiszpanii. Nie mam pojęcia z czego wynikają braki fotek od pewnego momentu bo przywieźliśmy ze sobą ponad cztery tysiące zdjęć, ale obiecuję, że niebawem się to zmieni ;)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz