Wstajemy około
6.00. Na dworze jest jeszcze całkiem ciemno. Pakujemy śpiwory i karimaty, a
następnie podejmujemy pierwszą próbę wyjścia na zewnątrz. Rzecz jasna wciąż
jesteśmy w krótkich spodenkach. Nie mieliśmy nigdzie możliwości przeprania się.
Ktoś z Was zapewne zasugeruje mi, że mogliśmy przebrać się w banku. Nie było tak.
O ile mogliśmy spać bezustannie nagrywani przez kamery, o tyle paradować przed
nimi w majtkach nie mieliśmy ochoty.
Z pierwszym
krokiem postawionym poza budynek zaczęliśmy zamarzać. I to tak konkretnie. Nie
wydaje mi się by temperatura wtedy przekraczała 5 stopni.
Naszym celem
jest Andora. „Stopa” zaczynamy łapać jeszcze po ciemku, więc w odpowiedzi
dostajemy głownie stukanie się po głowach kierowców. Wreszcie jednak jakiś samochód zjeżdża na
pobocze. Kierowca wywozi nas na główny
wylot do Sant Julià de Lòria.
Kolejne pół
godziny siniejemy z zimna przy wjeździe na autostradę. Wciąż nie widać pierwszych
promieni słońca, co jest dodatkowym utrudnieniem w kwestii złapania
czegokolwiek.
Zatrzymuję się
przesympatyczny dziadek. Mówi jedynie po hiszpańsku, ale nie przeszkadza to w
niczym. Gestykuluje w taki sposób, że nawet gdyby mówił po chińsku nie było
większego problemu z zrozumieniem go.
Na "dzień dobry" zostajemy zganieni za to w jakich strojach jesteśmy w taką pogodę. Potem Hiszpan opowiada o tym gdzie jedzie i w reszcie oświadcza, że wysadzi
nas na rozwidleniu dróg tuż za tunelem Cadí.
Tunel ten ma całe 5 km. Miałam
tego świadomość kiedy wjeżdżaliśmy do jego wnętrza. Jednak gdy po kilku dobrych
minutach szybkiej jazdy nie widać było jego końca zaczęło brakować mi tchu.
Panika zaczynała przejmować nade mną kontrolę.
Przywołajcie do
swojej pamięci jakąś pięciu kilometrową drogę. Już? To teraz obudujcie ją z
każdej strony potężną górą, a siebie posadźcie w jej wnętrzu. Nawet jeśli
wydaje Ci się, że jest inaczej, ja jestem przekonana, że przy trzecim
kilometrze zaczęłoby brakować Ci oddechu.
Odległość od miejsca, w którym wysiadamy do granicy Andory nie jest większa niż trzydzieści
kilometrów. Temperatura ciągle spada. Termometr przy drodze wskazuje minus trzy
stopnie, a z buzi wylatują nam kłęby pary wodnej. Moje nogi zmieniły kolor na
fioletowy. Postanawiamy przebrać się w toalecie na stacji benzynowej, na której
wysadził nas poczciwy Hiszpan. Nie dane
jest nam jednak tego uczynić.
Nie wiadomo
skąd pojawia się obok nas samochód kontroli drogowej, a jego kierowca pyta
dokąd zmierzamy. Potem mówi, że wywiezie nas poza teren autostrady. Wsiadamy
więc bez słowa dyskusji.
Wysiadamy w
jakiejś maleńkiej wiosce, w której większość domów jest z drewna. W oddali
widzimy szyld restauracji . Wygląda on niczym nasze zbawienie. Idziemy
w jego kierunku z nadzieją. Chcemy się przebrać i napić gorącej herbaty z cytryną. Niestety – jak w większości domostw we wsi – w restauracji nie ma
żywego ducha. Wszystko tam wyglądało niczym osada letniskowa. W całej
miejscowości nie było nikogo. Hotele, bary i domy pozamykane były na cztery
spusty. Żadnych samochodów, zero ludzi. Odrobinę przerażający widok.
Nagle do
naszych uszu dobiega dźwięk rąbania drewna. Bez słowa zaczynamy szybkim krokiem
iść w jego kierunku. Na podwórku wita nas jedenastoletnia dziewczynka. Udaje
nam się zapytać ją o obecność w domu kogoś dorosłego. Po chwili ze stodoły
wychodzi jej ojciec. Pytamy o to jak daleko stąd do jakiegokolwiek miasta i o kilka innych rzeczy organizacyjnych.
Mówimy o tym, że dzień wcześniej w okolicach Walencji był taki ukrop, że
nie spodziewaliśmy się tak dużego spadku temperatury. Błagalnie patrzymy na
faceta i pytamy czy nie pozwoliłby nam się ogrzać, choć na chwilę.
Gość nie mówi
za wiele. Po prostu otwiera nam drzwi i zaprasza do środka. Naszej wdzięczności
nie ma końca. Proponuje nam herbatę, której nawet nie staramy się odmówić . Jego
córeczka przynosi nam koc, a my mamy w oczach łzy wzruszenia. Gdy już udaje nam
się w miarę możliwości rozgrzać szybko przebieramy się w cieplejsze rzeczy.
Mężczyzna mówi, że niedługo będzie jechał do miasta nieopodal, i że jeśli chcemy
to nas podrzuci. Kiwamy głowami w geście oznaczającym zgodę. Jesteśmy tam
przemrożeni i wykończeni zimnem, że nie wiele jesteśmy w stanie powiedzieć.
Gwoli
wyjaśnienia. Bo zapewne ktoś z Was pomyśli:
„Też mi coś. Minus trzy stopnie, a
Ci opisują wszystko jakby dopadła ich rosyjska zima!”
Poprzedni dzień
rozpieszczał nas czterdziestoma stopniami. Mieliśmy wrażenie, że słońce robi
wszystko by nas usmażyć. Gdy kolejnego dnia temperatura spadła do minus
trzech stopni był to dla nas totalny
szok termiczny! To nie była różnica kilku stopni. To było całe czterdzieści
trzy stopnie w dół. Nasze organizmy nie były ani trochę przygotowane na coś
takiego.
Ten mężczyzna,
który nam wtedy pomógł był prawdziwym cudem. Nie był zbyt rozmowny, ale jego
czyny mówiły więcej niż słowa. Naszej wdzięczności w stosunku do niego nie
sposób opisać.
Kiedy
dojeżdżamy do kolejnego miasteczka idziemy kupić coś na śniadanie. Chleb z
dżemem pomarańczowym początkowo wydawał się świetnym pomysłem, ale w chwilę
później ów dżem okazał się najgorszym jaki w życiu jedliśmy. Tylko właściwie
co z tego? I tak musieliśmy go zjeść, wszak pieniądze nie rosną na
drzewie.
Siedzimy na karimatach i
rozglądamy się wokół siebie. Ludzie w kurtkach, dookoła góry. Konie na wybiegu i
prawdziwy przymrozek. Tak – to nadal Hiszpania. Drewniane chatki i zero słońca.
Kiedy patrzyliśmy na to wszystko ubrani w polary i długie spodnie – nawet zaczęliśmy dostrzegać piękno takiej właśnie Hiszpanii – wcale nie upalnej i nie gorącej.
jejku moje marzenia tam pojechać <3
OdpowiedzUsuńhttp://xccdv.blogspot.com/
Oby się ono spełniło :)
Usuńczemu dżem najgorszy, myślałem, że coś więcej będzie o tym w następnej notce a tu nic...
OdpowiedzUsuńhaha, tak jest, też podczas jakiegoś tripa spróbowałam dżemu pomarańczowego... niiiiiiiiiigdy więcej :) i też nie mam pojęcia dlaczego.. może robi się go ze skórki, a nie z miąższu? ;)
OdpowiedzUsuńKatalonia to nie Hiszpania...Hiszpania goraca i prawdziwa to poludnie!
OdpowiedzUsuńNo tak. Właściwie tak. Choć patrząc na podział polityczny Katalonia to wciąż Hiszpania, chociaż cyklicznie próbuje się od niej odłączyć ;)
Usuń