poniedziałek, 28 lipca 2014

Hotelowe opowieści

Prawie cały następny dzień spędzamy sprzątając hotel. Co zabawne - nawet wtedy gdy Carmen mówi, że
zrobiliśmy już swoje na ten dzień wolimy siedzieć w klimatyzowanych pomieszczeniach i pracować niż choćby na chwilę wyjść na ten 40-stopniowy upał. Przyznajemy się, że wtedy hotel stał się naszą oazą, której za żadne skarby nie chcieliśmy opuszczać. Powodem był najzwyklejszy w świecie leń. L'Alcudia jako miasto nie przykuła naszej szczególnej uwagi więc ... Postanowiliśmy skorzystać z danej nam możliwości i zresetować się, nabrać sił na podróż, którą kontynuować mieliśmy nazajutrz.

Carmen zabrania nam robienia czegokolwiek po upływie 8 godzin pracy. Idziemy więc do swojego pokoju. Dostajemy do dyspozycji laptopa. W planach mamy zatem zorganizowanie się co do dalszej podróży, ale nie wychodzi nam to. Kończy się na oglądaniu filmu i odsypianiu.

Kiedy weszliśmy do swojego pokoju nic nie było w takim stanie w jakim to zostawiliśmy. Łóżka były posłane, a pościel wymieniona na świeżą. Ręczniki podobnie. Byliśmy w szoku. Nie mieliśmy pojęcia, że ktoś będzie zajmował się również naszym pokojem. A tak poza tym... właściwie nie było potrzeby zmiany tego wszystkiego. 

Podczas oglądania wspomnianego filmu pousypialiśmy. Obudził nas telefon Carmen, która rozkazała nam zejść na obiad. Czy było nam głupio? No jasne! Podczas naszej pierwszej rozmowy mowa była jedynie o kwaterunku w zamian za pracę. O wyżywieniu nikt nie wspominał. Nie to, żebyśmy narzekali, ale czuliśmy się odrobiną niezręcznie. 

Mąż Carmen przygotował ów obiad. Miał to być marokański tażin, ale nie wyszło. Była to więc kupa żółtego ryżu z carry wymieszana z kurczakiem i warzywami. Jakby jedzenia było mało - dostajemy po lampce - wcale nie taniego - wina, a na deser jakiś rodzaj bardzo słodkiego ciasta. Przy obiedzie towarzyszą nam znajomi właścicieli hotelu. Jeden przyjechał ich odwiedzić z Sewilli, a drugi aż ze Szkocji. Ten drugi rzecz jasna nie odbył podróży tylko ze względu na obiad u przyjaciół. Był w trakcie przeprowadzki do Hiszpanii. Czas upływa w cudownej atmosferze. Wypytują o naszą podróż, ale nie tylko. Najbardziej ciekawi ich Polska. Staramy się przedstawić więc naszą ojczyznę w samych superlatywach.

Wtedy Carmen pyta nas czy nie chcielibyśmy zostać dłużej w jej hotelu. Mówi, że potrzebuje by ktoś jej pomógł w porządkach w piwnicy i w paru innych miejscach. I w taki oto sposób nasz pobyt wydłużył się o całe pięć dni. 

Zostajemy poinformowani, że nazajutrz pojedziemy na działkę Carmen, a tam będziemy pomagać przy zbieraniu dyni. Odpowiadamy szerokim uśmiechem, sprzątamy po sobie i wracamy regenerować siły na piętro. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz