Kiedy Fabio
zaproponował nam byśmy zatrzymali się u niego byliśmy zachwyceni. Powiedział,
że mieszka za miastem, w górach. Mówił o tym tak jakby miało nas to
zniechęcić, ale było wręcz przeciwnie. Z każdą chwilą stawaliśmy się coraz
bardziej zafascynowani. W końcu wydusił z siebie prawdę. Powiedział, że mieszka
w o tyle specyficznych warunkach, że nie jest to standardowy dom, a... jurta.
Gdybyśmy byli w Kirgistanie czy innym kraju na wschodzie nie dziwiłoby nas to
ani trochę, ale Włochy jakoś nie bardzo kojarzą nam się z typowymi dla Azjatów
domami.
Popadliśmy więc
w jeszcze większy zachwyt. Podniecona tą
nietypową sytuacją od razu postanawiam pochwalić się mojej mamie. Wysyłam jej
więc sms’a, a którym opisuję to jak poznaliśmy Fabio i jak bardzo nam pomógł.
Wiadomość kończę w ten sposób:
- Fabio mieszka w Alpach. W Jurcie. Niedaleko
Imperii.
Znam swoją
matkę i wiem, że uzna, że coś pokręciłam. Oczekuję więc na odpowiedź, w której
to zostanie mi wytłumaczone czym jest jurta i uzmysłowione, że pomyliłam się.
Kiedy przychodzi odpowiedź odbieram ją z szelmowskim uśmiechem na twarzy.
- Czy Ty wiesz czym jest jurta? Jurta to namiot
koczowników azjatyckiego stepu. Jego wierzch pokryty jest wzorzystą tkaniną, a
szczyt wyposażony jest w otwór dymny. Dziś z tamtego miejsca wyglądają kominy
piecyków. Jurta obciągnięta jest płótnem albo skórą, ugina się pod wpływem
wiatru... Zastanów się więc coś Ty do mnie napisała!
Wcale nie
kryjąc swojej satysfakcji z tego jak bardzo przewidziałam jej reakcję dzielę
się całą rozmową z Adasiem. Z niego również wychodzi szelma – szczególnie w
uśmiechu. W dodatku dumna z siebie szelma.
Wtedy nadchodzi czas by uświadomić
moją mamę, że my na prawdę tej nocy będziemy nocować w najprawdziwszej jurcie.
Odpisuje zatem:
- Tak, dokładnie. Fabio mieszka w Jurcie :)
Fabio wyjeżdża
z Imperii i wjeżdża na małą asfaltową drogę prowadzącą w głąb lasu. Mijamy
ostatnie latarnie i dookoła zapada całkowity mrok. Jedziemy coraz wyżej. Jest
coraz ciemniej, droga zdaję się być coraz dłuższa. Nie mijamy żadnych domów.
Żadnych śladów cywilizacji poza wspomnianym asfaltem. On jednak też w końcu się
kończy i w pewnym momencie zasuwamy po polniaku.
Czy obleciał
nas strach? No ba! Tak między Bogiem, a prawdą to gdyby ten facet wtedy chciał
nam dać w łeb to miał pełne pole do popisu. Po czterdziestu minutach dojeżdżamy
na miejsce. Okazuję się, że gość nie kłamał i naprawdę mieszka w jurcie. Prawdę
mówiąc dopiero wtedy do nas dotarło to w pełni, otworzyliśmy więc gęby i nie
bardzo wiedzieliśmy co mamy powiedzieć.
Fabio
powiedział nam, żebyśmy rozpalili sobie w piecu i poszli spać na podłodze. Sam
miał w planach jechać do znajomych. Powiedział więc gdzie i co możemy znaleźć,
po czym po czym tak po prostu pojechał.
Postąpiliśmy
wedle instrukcji. Kilka minut po rozpaleniu ognia zrobiło się przyjemnie
ciepło. Panował tam specyficzny zapach. Zapewne była to woń tworzywa, z którego
wykonany był namiot. Fabio powiedział nam, że mieszkając w taki sposób nie musi
martwić się o czynsz czy inne opłaty płynące z posiadania mieszkania czy domu.
Jurta to namiot i w taki też sposób jest traktowana. Noc spędzona w jurcie jest
jednym z ulubionych wspomnień moich i Adasia. Moja mama również wyjątkowo lubi tą historię :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz