poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Azjatycki nocleg we włoskich Alpach

Kiedy Fabio zaproponował nam byśmy zatrzymali się u niego byliśmy zachwyceni. Powiedział, że mieszka za miastem, w górach. Mówił o tym tak jakby miało nas to zniechęcić, ale było wręcz przeciwnie. Z każdą chwilą stawaliśmy się coraz bardziej zafascynowani. W końcu wydusił z siebie prawdę. Powiedział, że mieszka w o tyle specyficznych warunkach, że nie jest to standardowy dom, a... jurta. Gdybyśmy byli w Kirgistanie czy innym kraju na wschodzie nie dziwiłoby nas to ani trochę, ale Włochy jakoś nie bardzo kojarzą nam się z typowymi dla Azjatów domami.

Popadliśmy więc w jeszcze większy zachwyt.  Podniecona tą nietypową sytuacją od razu postanawiam pochwalić się mojej mamie. Wysyłam jej więc sms’a, a którym opisuję to jak poznaliśmy Fabio i jak bardzo nam pomógł. Wiadomość kończę w ten sposób:

- Fabio mieszka w Alpach. W Jurcie. Niedaleko Imperii.

Znam swoją matkę i wiem, że uzna, że coś pokręciłam. Oczekuję więc na odpowiedź, w której to zostanie mi wytłumaczone czym jest jurta i uzmysłowione, że pomyliłam się. Kiedy przychodzi odpowiedź odbieram ją z szelmowskim uśmiechem na twarzy.

- Czy Ty wiesz czym jest jurta? Jurta to namiot koczowników azjatyckiego stepu. Jego wierzch pokryty jest wzorzystą tkaniną, a szczyt wyposażony jest w otwór dymny. Dziś z tamtego miejsca wyglądają kominy piecyków. Jurta obciągnięta jest płótnem albo skórą, ugina się pod wpływem wiatru... Zastanów się więc coś Ty do mnie napisała!


Wcale nie kryjąc swojej satysfakcji z tego jak bardzo przewidziałam jej reakcję dzielę się całą rozmową z Adasiem. Z niego również wychodzi szelma – szczególnie w uśmiechu. W dodatku dumna z siebie szelma. 

Wtedy nadchodzi czas by uświadomić moją mamę, że my na prawdę tej nocy będziemy nocować w najprawdziwszej jurcie. Odpisuje zatem:

- Tak, dokładnie. Fabio mieszka w Jurcie :)

Fabio wyjeżdża z Imperii i wjeżdża na małą asfaltową drogę prowadzącą w głąb lasu. Mijamy ostatnie latarnie i dookoła zapada całkowity mrok. Jedziemy coraz wyżej. Jest coraz ciemniej, droga zdaję się być coraz dłuższa. Nie mijamy żadnych domów. Żadnych śladów cywilizacji poza wspomnianym asfaltem. On jednak też w końcu się kończy i w pewnym momencie zasuwamy po polniaku.

Czy obleciał nas strach? No ba! Tak między Bogiem, a prawdą to gdyby ten facet wtedy chciał nam dać w łeb to miał pełne pole do popisu. Po czterdziestu minutach dojeżdżamy na miejsce. Okazuję się, że gość nie kłamał i naprawdę mieszka w jurcie. Prawdę mówiąc dopiero wtedy do nas dotarło to w pełni, otworzyliśmy więc gęby i nie bardzo wiedzieliśmy co mamy powiedzieć.

Fabio powiedział nam, żebyśmy rozpalili sobie w piecu i poszli spać na podłodze. Sam miał w planach jechać do znajomych. Powiedział więc gdzie i co możemy znaleźć, po czym po czym tak po prostu pojechał.


Postąpiliśmy wedle instrukcji. Kilka minut po rozpaleniu ognia zrobiło się przyjemnie ciepło. Panował tam specyficzny zapach. Zapewne była to woń tworzywa, z którego wykonany był namiot. Fabio powiedział nam, że mieszkając w taki sposób nie musi martwić się o czynsz czy inne opłaty płynące z posiadania mieszkania czy domu. Jurta to namiot i w taki też sposób jest traktowana. Noc spędzona w jurcie jest jednym z ulubionych wspomnień moich i Adasia. Moja mama również wyjątkowo lubi tą historię :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz