wtorek, 12 sierpnia 2014

Włoskie Migawki z Podróży

Wstajemy skoro świt. Nie słyszeliśmy kiedy Fabio wrócił do domu. On wstaje razem z nami. Mówi, że podrzuci nas na drogę, która prowadzi do Torino. Dla nas to gratka. Gdybyśmy zostali w tej głuszy moglibyśmy co najwyżej zapuścić korzenie i upodobnić się do drzew.

Fabio mówi byśmy poczęstowali się owocami z sadu. Na śniadanie zjedliśmy więc figi. Są po prostu pyszne. Te które czasami kupuje sobie w Polsce są suszone. Również są bardzo smaczne, ale nie umywają się do tych świeżych, zerwanych z drzewa. Są też dość kaloryczne, więc na prawdę nie jesteśmy głodni.

Włoch pyta o nasz namiot. Czy w nim nie marzniemy i tak dalej. Mówimy, że o tej porze roku (był to październik) noce bywają chłodne, ale największym problemem jest to, że bardzo przemaka. W prezencie dostajemy plandekę, która ma uchronić nasz dom od rosy i ewentualnego deszczu. Z resztą – bardzo się nam ona przydaje w przyszłości. Do dziś mamy ją w domu i zdarza się nam z niej korzystać.


Mieliśmy bardzo ambitne plany jeśli chodzi o Słoneczną Italię. Niestety – jak przyjechaliśmy to nie była wcale taka słoneczna. Czasami wylatywały nam z ust całe kłęby pary wodnej. Chcieliśmy jechać do Rzymu, rozważaliśmy tą opcję bardzo mocno, ale ostatecznie nie pojechaliśmy – pieniądze nam się kończyły, a Rzym nie należałby na pewno to małych wydatków. Z bólem w sercach obraliśmy więc kierunek – Wenecja.

Tak – wiem, że jest to jedno z najdroższych miast w Europie. I wiem, że nie pojechać do Rzymu, a pojechać do Wenecji gryzie się ze sobą odrobinkę. Jest tak jednak jedynie na pierwszy rzut oka. Nie mieliśmy zbyt dużych pieniędzy, ale w ogóle jeszcze jakieś mieliśmy. Rzym wymagał od nas zjechania z trasy prowadzącej do Polski i w tym właśnie był problem. Wenecja była nam po drodze. Pojechaliśmy więc zderzyć się z komercją i zrozumieć, że wcale nie podoba nam się to miasto. Na relację z Wenecji musicie jednak jeszcze chwilkę poczekać.

Nie mieliśmy mapy Włoch. Weszliśmy do sklepu na stacji benzynowej i poprosiliśmy o to czy byłaby możliwość zerknięcia jedynie na mapę. Chcieliśmy zorientować się gdzie jesteśmy i dokąd mamy dalej jechać . Sprzedawca spojrzał na nas i wręczył nam atlas samochodowy Włoch za darmo. Uśmiechnął się i życzył nam szczęścia.


Droga do Wenecji była zwyczajnymi kilkoma dniami autostopowiczów. Czasem było ciepło, czasem zimno. Szczególnie zimno było w dzień po tym jak spaliśmy w jurcie. Rozbiliśmy się w krzakach za myjnią samochodową w miejscowości Tortona. Praktycznie w środku miasta. Miejsce wydawało się być idealne. I właściwie było. Z ulicy nie było nas widać ponieważ osłaniały nas wspomniane krzaki, a z drugiej strony było pole. Żadnych domów, budowy. Puste pole.  Było bardzo zimno. 

W namiocie nie mieliśmy temperatury wyższej niż pięć stopni powyżej zera. Dogrzewaliśmy się trochę zniczem, ale nie dawało to zbyt dużego efektu. Tej nocy zmarzliśmy tak bardzo, że rano nie mogłam napisać smsa do matki. Moje palce były tak skostniałe. Ogółem mieliśmy problem ze złożeniem namiotu – byliśmy przemrożeni. W końcu jednak udało nam się to zrobić. Czas mieliśmy co prawda ograniczony ze względu na szybciej zachodzące słońce, ale postanowiliśmy się rozgrzać w jakiejś kawiarni. Tak też zrobiliśmy. Czekaliśmy na pierwsze promienie słońca ogrzewając się gorącą kawą i kawałkiem pysznej włoskiej pizzy.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz