piątek, 22 sierpnia 2014

Czym prędzej do Wiednia!

Stopowanie szło nam naprawdę całkiem nieźle. Postanowiliśmy spróbować dojechać jeszcze tego samego
dnia do Wiednia.  Rok wcześniej już jechaliśmy tą trasą więc nawet nie musieliśmy patrzeć na mapę by znać swój kierunek. Różnica była jedynie taka, że rok wstecz unikaliśmy autostrad w Austrii jak ognia piekielnego, a za drugim razem wręcz przeciwnie. Autostrada wiodąca do austriackiej stolicy była niemalże gwarancją dotarcia do niej jeszcze tego samego dnia.

Spieszyliśmy się bardzo. Prawie biegliśmy na wylot...kiedy nagle... poczuliśmy woń kurczaka z rożna!

Głodni jak wilki weszliśmy do baru. Ślina prawie kapała na podłogę z naszych rozdziawionych gęb.  Nie jedliśmy nic konkretnego od dłuższego czasu. Zdrowe zachodnioeuropejskie żarcie znacznie nas odchudziło, więc ten kurczak wyglądał i pachniał o sto razy apetyczniej niż robiłby to w normalnych warunkach.



Zamówiliśmy więc po porcji i prawie bez słowa zaczęliśmy jeść. A właściwie – żreć jak świnie. Albo wygłodniali Polacy, którzy od dawna nie mieli okazji najeść się „po niedzielnemu”.  Kiedy już pożarliśmy wszystko co było na naszych plastikowych talerzykach i umyliśmy tłuste ręce – ruszyliśmy w drogę.

Postaliśmy niespełna godzinę i złapaliśmy samochód jadący bezpośrednio do Wiednia. Poszło zdecydowanie szybciej niż się tego spodziewaliśmy. Przejechaliśmy kilkaset kilometrów w milczeniu. Stary rocker, który nas zgarnął palił papierosa za papierosem i prawie się nie odzywał. Cisza nie była jednak krępująca. Z okna podziwialiśmy Alpy i cudną jesień, która je opanowała.

Pod koniec trasy kierowce zainteresowało to gdzie zamierzamy spać we Wiedniu. Od razu przyszedł nam do głowy mały hostel, w którym spaliśmy poprzednim razem. Niestety ani ja ani Adaś nie pamiętaliśmy adresu. Wiedzieliśmy jedynie, że znajdował się na wzgórzu tuż obok jakiegoś wielkiego hotelu, który przypominał pałac. Informacje te były bardzo pobieżne, ale nie zniechęciło to naszego kierowcy. 

Bardzo chciał nam pomóc odnaleźć to miejsce. Zadzwonił więc do kilku osób z prośbą o poszperanie w internecie.
Byliśmy przekonani, że się udało. Dziewczyna poczciwego Austriaka znalazła hostel, który leżał na wzgórzu tuż obok bardziej ekskluzywnego hotelu. Kiedy przyjechaliśmy na miejsce okazało się, że nie jest ono tym, o którym myśleliśmy. Ceny też były zdecydowanie inne. Podziękowaliśmy więc panom w recepcji oraz kierowcy, który nas tam przywiózł, a następnie ruszyliśmy w stronę wyjścia.  


Wtedy kierowca chwycił Adasia za ramię i zapytał czy mamy jakiś problem. Odpowiedzieliśmy zgodnie z prawdą, że to miejsce jest o wiele droższe niż to, o którym mu mówiliśmy. Wtedy po prostu... zapłacił za nas.  

Protestowaliśmy, ale nie było odwrotu. Powiedział jedynie, że takie pieniądze to dla niego nie problem, a los zwróci mu to z nawiązką.  Wyściskaliśmy go i podziękowaliśmy za pomoc.

Naprawdę byliśmy wdzięczni. Na dworze było strasznie zimno. Październik pokazywał już co potrafi. Gdybyśmy mieli spać na zewnątrz skończyło by się to na pewno jakimś zapaleniem.



4 komentarze:

  1. Piotrek Gołacki23 sierpnia 2014 01:18

    Od kiedy kurczak z rożna jest niezdrowy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie napisałam, że jest niezdrowy. Ale faktycznie - można było to tak odebrać. Chodziło mi o to, że w Hiszpanii czy Francji żywiliśmy się głównie warzywami i "lekkim" żarciem. W porównaniu z sałatkami kurczak z rożna jest niczym jajecznica z bekonem na śniadanie ;)

      Usuń
  2. Piotrek Gołacki24 sierpnia 2014 12:04

    :) A kiedy następna podróż?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesteśmy w tej chwili po wyjeździe do Pragi i Drezna. Odwiedziliśmy Czeską i Saską Szwajcarię i powłóczyliśmy się trochę po górach. Zdobyliśmy już trzy szczyty z korony gór Polski. A coś większego... mam nadzieje, że wyrobimy się do przyszłego roku :)

      Usuń