niedziela, 3 sierpnia 2014

Punk's Not Dead - czyli jak podróżować po Francji

Kolejnym państwem na naszej drodze jest Francja. Dobrze pamiętamy co potrafi ona zrobić z portfelami skromnych autostopowiczów. Środków mamy coraz mniej więc postanawiamy przelecieć przez nią niczym tornado i jak najprędzej dostać się do Włoch.

Zakupujemy ostatnie tanie piwo w Andorze. Wiemy, że kolejny tani alkohol czeka nas za bardzo długi czas.  Robimy drobne zakupy na śniadanie i wychodzimy na drogę w kierunku francuskiej granicy. Nie czekamy zbyt długo. Po chwili siedzimy w samochodzie Francuza, który jedzie jakieś 50 kilometrów ponad granice z Andorą w kierunku wybrzeża. Czyli również w stronę Marsylii gdzie zmierzamy.

Podróż upływa nam na wychwalaniu tanich alkoholi i tytoniu. Swoją drogą – zabezpieczyliśmy się na całe dwa tygodnie jeśli chodzi o papierosy. Gdy wysiadamy z samochodu postanawiamy zjeść śniadanie. Robi się ciepło. O wiele cieplej niż było w Andorze. Góry są już zdecydowanie niższe, a my w końcu możemy zdjąć z siebie kurtki.


Kolejne samochody, które łapiemy podwożą nas po kilka kilometrów. Francja na południu jest dość zróżnicowana. Każde przejechane 50 km to zupełnie inny krajobraz. Z bardzo wysokich gór nagle robią się drobne pagórki, potem znów łąki zaczynają grać pierwsze skrzypce. Innym razem wszystko przyozdobione jest lasami, a kawałek dalej możemy podziwiać całą masę jezior.

Na stopa łapiemy dwóch gości. Uznajemy tego „stopa” za bardzo konkretnego bo mamy z nimi przejechać całe pięćdziesiąt kilometrów. Nasi kierowcy również uwielbiają podróże. Wypytują nas o nasz pobyt w Maroko, a potem opowiadają nam o Indiach, w których byli kilka miesięcy. Niestety – niewiele zabawnych anegdotek mogą nam przytoczyć. Opowiadają o skrajnej biedzie i  niesprawiedliwości. O kobietach traktowanych niekiedy gorzej niż psy. Złe porównanie! Gorzej niż psy chyba nikt nie ma. Hindusi wierzą bowiem, że jeśli ktoś odradza się jako pies to jest to najwyższa ze wszystkich kar. Musiał być kimś bardzo złym skoro odrodził się pod tą postacią. Psy więc taktowane są poniżej wszelkiej krytyki.

Mówią, że pojechali tam zupełnie inni ludzie niż wrócili. Uważają, że podróżowanie po Indiach nieodwracanie wpłynęło na ich psychikę.
Nigdy nie byliśmy w Indiach, ale jestem skłonna bezapelacyjnie uwierzyć w każde wypowiedziane przez nich słowo.

Kiedy nasi kierowcy słyszą, że kierujemy się do Marsylii wykonują kilka telefonów. Okazuję się, że para ich znajomych jeszcze tego samego dnia jedzie do tego miasta, a w chwile później dodają, że możemy się z nimi zabrać. Oznacza to rekordową ilość kilometrów zrobionych jednego dnia. Normalnie nie cieszylibyśmy się z tak zawrotnej prędkości, ale jak już wcześniej wspominałam – nie stać nas było na Francję.

Trafiamy na squat. Nie jesteśmy ani trochę zaskoczeni. Para, z którą mamy jechać to para punków. Jadą do Marsylii do innego squatu. Witają nas jak rodzinę. Po prostu genialni ludzie. Dostajemy kawę i po pół godzinie oznajmiają nam, że czas się zbierać.

Ich samochód? Cud, że jeździ! Rozklekotany jest tak bardzo, że strach wsiadać! Najpierw muszą „zatankować”, ale w tym celu nigdzie nie muszą odjeżdżać. Cały bagażnik wypełniony jest kanistrami z benzyną...a właściwie z olejem opałowym - różowy płyn wlewany do baku dał nam do zrozumienia, że nie należą do tych, którzy lubią płacić za paliwo. 

Kiedy chcemy im podziękować akurat zaczyna lecieć w radio Psychosocial zespołu Slipknot, a dziwczyna niemal wykrzykuje odpalając samochód "Podziękujecie nam dopiero jak dotrzemy na miejsce!"


Dochodzimy do wniosku, że podróż będzie bardzo długa. Ewentualność jazdy przez autostrady wykluczamy na wstępie. Szybko okazuje się, że nie mamy racji. Autostrady we Francji - owszem - są płatne, ale to nie oznacza, że nie można tego obejść.

Kiedy wjeżdżamy na autostradę śmiejemy się w duszy z tego jak bogatych punków rodzi Francja. 15 minut później zbieramy szczęki z ziemi i wymieniamy słowo "bogaty" na "cwany". Tak - Francuskie punki to bardzo cwane bestie.

Otóż wjeżdżając na drogę nasi znajomi pobierają w maszynie bilet. Do niczego nie jest im jednak potrzebny
więc od razu wyrzucają go przez okno. Kiedy dojeżdżamy do kolejnych bramek, przy których należy dokonać płatności za przejechany odcinek - zaczyna się!

Ustawili swój samochód jak najbliżej auta kogoś kto właśnie kończył dokonywać płatności. Kiedy szlaban się uniósł w górę i pierwszy samochód przejechał nasi nowi znajomi ruszyli bezpośrednio za nim. Szlaban co prawda odrobinę huknął w nasze auto - ale nikt się tym nie przejął. W taki sposób dostaliśmy się poza bramki - nie płacąc ani grosza.

Squattersi po kilku godzinach jazdy proponują nam byśmy przespali się u nich w Marsylii. Nie protestujemy. Kiedy dojeżdżamy na miejsce - nie musimy się już martwić o nocleg :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz