
Dlaczego? Bo węgierski to istny łamacz języka. Praktycznie w każdym kraju,
który odwiedziliśmy byliśmy w stanie bez większych problemów nauczyć się kilku
podstawowych zwrotów. Na Węgrzech ledwie
udało nam się nauczyć jak się mówi „dziękuję”, a i to mówiliśmy często tak
bardzo niepoprawnie, że nas nie rozumiano.

Węgry swoje bycie nietypowym państwem europejskim nie zawdzięczają jedynie
językowi jakim się porozumiewają. Przez długie lata ich pochodzenie pozostawało
pod ogromnym znakiem zapytania. Sami Węgrzy utożsamiali się z Hunami, tymi
samymi, którzy wywołali wędrówkę ludów.
Prawda jest jednak taka, że podobnie jak
Finowie czy Estończycy Węgrze swoich początków mogą wypatrywać w północnej
Azji.
W Europie osiedlili się znacznie niżej niż ich pobratymcy z północy. Stworzyli
swoje państwo nad Dunajem i niemalże w mgnieniu oka przyswoili europejskie
wzorce. Zachowali jednak na tyle swojej odrębności, że do dziś Turcy nazywają
ich braćmi. Ciężko jednak określić z jakiego to powodu...
Kiedy przekroczyliśmy granicę węgierską napisałam do mamy sms’a, w którym
niemalże z żalem poinformowałam ją, że z Węgrami kojarzy mi się jedynie gulasz
i placek po węgiersku, który z resztą chyba wcale węgierski nie jest.

Tokaj – wino, w którym
jestem od jakiegoś czasu zakochana również jest pochodzenia węgierskiego.
Oprócz tego jest jeszcze jezioro Balaton, które jest największym jeziorem
w środkowej Europie...
Cóż... Wychodzi jednak, że myliłam się myśląc, że prawie nic nie kojarzy
mi się z tym krajem.
Słowacy, którzy przywieźli nas do kraju nad Dunajem wysadzili nas na
granicy. Rzecz jasna już nie działającej. Byliśmy w szczerym polu, powoli
zapadał zmrok. Do najbliższego miasta mieliśmy kilkanaście kilometrów. Autostop
na Węgrzech jest jednak czystą przyjemnością, więc po chwili już jesteśmy w
drodze do Gyor. Od kierowcy dowiadujemy się o kilku ciekawostkach dotyczących
języka i kuchni węgierskiej. Ale o tym wspomniałam wyżej. Wysiadamy w centrum.
Było zimno. Jak to w październiku i jak to na wschodzie. Hostel był
nieunikniony. Podczas chodzenia od noclegowni do noclegowni zauważyliśmy pewną
ciekawostkę. Otóż cenniki w hotelach podane są zarówno w forintach – walucie węgierskiej
jak i w euro. Ceny te nie pokrywają się się jednak ze sobą ani trochę. Płacąc w
euro zawsze zapłacisz o jakąś ¼ ceny więcej. Może wynika to z tego, że Węgrzy
myślą, że turyście z krajów objętych strefą euro nie zwracają uwagi na to czy
śpią za 40 euro czy za 45... W każdym razie – taniej płacić w forintach.
Tamtej nocy wynajęliśmy pokój w akademiku za jakieś 4000 forintów (1zł =
ok 74 forinty). Zostawiliśmy plecaki i wyszliśmy na piwo. Pijąc je na jednej z
ławeczek w parku doszliśmy do wniosku, że im dalej na wschód... tym lepsze piwo
;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz