
dnia do Wiednia. Rok wcześniej już jechaliśmy tą trasą więc nawet nie musieliśmy patrzeć na mapę by znać swój kierunek. Różnica była jedynie taka, że rok wstecz unikaliśmy autostrad w Austrii jak ognia piekielnego, a za drugim razem wręcz przeciwnie. Autostrada wiodąca do austriackiej stolicy była niemalże gwarancją dotarcia do niej jeszcze tego samego dnia.

Głodni jak wilki weszliśmy do baru. Ślina prawie kapała na podłogę z
naszych rozdziawionych gęb. Nie jedliśmy
nic konkretnego od dłuższego czasu. Zdrowe zachodnioeuropejskie żarcie znacznie
nas odchudziło, więc ten kurczak wyglądał i pachniał o sto razy apetyczniej niż
robiłby to w normalnych warunkach.
Zamówiliśmy więc po porcji i prawie bez słowa zaczęliśmy jeść. A właściwie – żreć jak świnie. Albo wygłodniali Polacy, którzy od dawna nie mieli okazji najeść się „po niedzielnemu”. Kiedy już pożarliśmy wszystko co było na naszych plastikowych talerzykach i umyliśmy tłuste ręce – ruszyliśmy w drogę.
Zamówiliśmy więc po porcji i prawie bez słowa zaczęliśmy jeść. A właściwie – żreć jak świnie. Albo wygłodniali Polacy, którzy od dawna nie mieli okazji najeść się „po niedzielnemu”. Kiedy już pożarliśmy wszystko co było na naszych plastikowych talerzykach i umyliśmy tłuste ręce – ruszyliśmy w drogę.
Postaliśmy niespełna godzinę i złapaliśmy samochód jadący bezpośrednio do
Wiednia. Poszło zdecydowanie szybciej niż się tego spodziewaliśmy.
Przejechaliśmy kilkaset kilometrów w milczeniu. Stary rocker, który nas zgarnął
palił papierosa za papierosem i prawie się nie odzywał. Cisza nie była jednak
krępująca. Z okna podziwialiśmy Alpy i cudną jesień, która je opanowała.

Bardzo chciał nam pomóc odnaleźć to miejsce. Zadzwonił więc do kilku osób z prośbą o poszperanie w internecie.
Byliśmy przekonani, że się udało. Dziewczyna poczciwego Austriaka
znalazła hostel, który leżał na wzgórzu tuż obok bardziej ekskluzywnego hotelu.
Kiedy przyjechaliśmy na miejsce okazało się, że nie jest ono tym, o którym
myśleliśmy. Ceny też były zdecydowanie inne. Podziękowaliśmy więc panom w
recepcji oraz kierowcy, który nas tam przywiózł, a następnie ruszyliśmy w
stronę wyjścia.
Wtedy kierowca chwycił Adasia za ramię i zapytał czy mamy jakiś problem. Odpowiedzieliśmy zgodnie z prawdą, że to miejsce jest o wiele droższe niż to, o którym mu mówiliśmy. Wtedy po prostu... zapłacił za nas.
Protestowaliśmy, ale nie było odwrotu. Powiedział jedynie, że takie pieniądze to dla niego nie problem, a los zwróci mu to z nawiązką. Wyściskaliśmy go i podziękowaliśmy za pomoc.
Wtedy kierowca chwycił Adasia za ramię i zapytał czy mamy jakiś problem. Odpowiedzieliśmy zgodnie z prawdą, że to miejsce jest o wiele droższe niż to, o którym mu mówiliśmy. Wtedy po prostu... zapłacił za nas.
Protestowaliśmy, ale nie było odwrotu. Powiedział jedynie, że takie pieniądze to dla niego nie problem, a los zwróci mu to z nawiązką. Wyściskaliśmy go i podziękowaliśmy za pomoc.
Od kiedy kurczak z rożna jest niezdrowy?
OdpowiedzUsuńNie napisałam, że jest niezdrowy. Ale faktycznie - można było to tak odebrać. Chodziło mi o to, że w Hiszpanii czy Francji żywiliśmy się głównie warzywami i "lekkim" żarciem. W porównaniu z sałatkami kurczak z rożna jest niczym jajecznica z bekonem na śniadanie ;)
Usuń:) A kiedy następna podróż?
OdpowiedzUsuńJesteśmy w tej chwili po wyjeździe do Pragi i Drezna. Odwiedziliśmy Czeską i Saską Szwajcarię i powłóczyliśmy się trochę po górach. Zdobyliśmy już trzy szczyty z korony gór Polski. A coś większego... mam nadzieje, że wyrobimy się do przyszłego roku :)
Usuń